Ledwo czapkę od głowy oderwałem i jeszcze w puchówce walnąłem się na fotel, a ten...(wstawić słowo) już był. I poleceniami jak kałasznikow strzelił. Chwilę - proszę - odtajać muszę. Mózg mi przemroziło i dopiero w przyjaznej temperaturze zacznie działać. - Proszę mi tu do roboty! Bez wymądrzania - wrzasnął. - Głupiś pan jak laptop - warknąłem.
No i na dywaniku u dyrektora byłem. I tłumaczę, że nawet laptop - zwierzę mechaniczne - musi po przemrożeniu mieć czas, żeby odtajać, bo dane straci. A człowiek delikatniejszy. I dyrektor zrozumiał. Bo właśnie rano, przez te mrozy i pośpiech, dane księgowe w laptopie utracił. I wie, że postąpił z nim nieludzko.