Ohydny zwyrodnialec Krzysztof B. (46 l.) z Grodziska pod Siemiatyczami (woj. podlaskie), który przez 6 lat gwałcił swoją córkę Alicję (22 l.) i spłodził jej dwoje dzieci, przed sądem pierwszego dnia procesu perfidnie udawał niewiniątko, a żonę Teresę (44 l.) oskarżył o nadużywanie alkoholu i przymykanie oczu na wszystko to, co się działo pod dachem ich domu.
- Ciężko mi po tej rozprawie dojść do siebie. Mój mąż zniszczył życie naszej córki i moje, a teraz bezczelnie próbuje mnie obciążyć winą za wszystko! - mówi zszokowana Teresa B. (44 l.), żona "polskiego Fritzla", która tylko naszemu reporterowi opowiedziała o tym, co działo się w sądzie w pierwszym dniu procesu dewianta.
Drzwi sali rozpraw w białostockim sądzie zatrzasnęły się w miniony piątek przed dziennikarzami! Sędzia Izabela Komarzewska (40 l.) utajniła rozprawę, tłumacząc to dobrem pokrzywdzonych. Mimo to reporterowi "Super Expressu" udało się ustalić, co działo się za drzwiami pomieszczenia, w którym po ponadpółrocznej przerwie spotkali się ohydny zboczeniec, jego córka, żona i synek Janek (11 l.).
Pilnowany przez dwóch policjantów "polski Fritzl" zasiadł na ławie oskarżonych, specjalnie zabezpieczonej pancerną szybą i kratami. Choć jako oskarżony za ohydne zbrodnie siedział za kratami, zachowywał się tak, jakby te zarzuty nie dotyczyły jego osoby. Bydlak hardo, wręcz wyzywająco rozglądał się po sali. Wcześniej na korytarzu wykrzyczał, że jest niewinny.
Jego żona Teresa z odrazą obserwowała zachowanie męża zboczeńca. - Nie mogłam znieść tego, że jest tak blisko, zaledwie kilka metrów ode mnie - opowiada drżącym głosem. Kobieta jest świadkiem w procesie, ale i osobą poszkodowaną, bowiem Krzysztof B. odpowie też za znęcanie się nad rodziną.
Kiedy prokurator odczytywał akt oskarżenia, "polski Fritzl" rzucał surowe spojrzenia na siedzącą naprzeciwko niego Alicję (22 l.), którą przez 6 lat brutalnie gwałcił. Patrzył na nią oskarżycielskim, pełnym wyrzutu spojrzeniem, jakby to była jej wina, że znalazł się za kratami.
Alicja, ubrana w ciemny strój, przez cały czas siedziała skulona, wpatrzona w podłogę. Biedna dziewczyna, która tylu bestialstw i upokorzeń doznała od rodzonego ojca, ostatkiem sił starała się nie zwracać uwagi na zwyrodnialca i zachować spokój. Tylko ona wie, ile wysiłku ją to kosztowało. Kiedy sędzia spytała Krzysztofa B. o jego żonę, Teresa B. nie mogła uwierzyć w to, co nagle usłyszała z ust zwyrodnialca. - Powiedział, że nadużywałam alkoholu. On mnie oczernia! Najpierw zniszczył mi życie, a teraz jeszcze chce mnie pogrążyć! - mówi oburzona kobieta i zaraz dodaje: - Ale znam go 26 lat i powinnam przewidzieć, że będzie próbował mnie oskarżać i obarczać winą za wszystko. Ten bydlak mówił, że ja o wszystkim wiedziałam i nie robiłam nic, aby mu przeszkodzić. To prawda, ale co ja miałam zrobić? Bałam się go. Straszył nas, że jeśli powiem komuś o tym, co robił Alicji, to nas wszystkich pozabija. A teraz mówi, że Alicja go sama zaciągała do łóżka. A ja, kiedy on był z naszą córką, w tym czasie oglądałam spokojnie telewizor albo szłam się upić. Że ja się na wszystko zgadzałam! Teresa B. ubolewa, że nie mogła odeprzeć wierutnych kłamstw męża. Podczas pierwszej rozprawy zabrakło bowiem czasu, aby mogła obronić się przed sądem.
- Mam nadzieję, że na następnej rozprawie będę mogła się wypowiedzieć - mówi zdruzgotana Teresa B. Proces "polskiego Fritzla" może potrwać nawet pół roku.