O "skarbach" ukrytych w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego opowiedział "Gazecie Wyborczej" generał Marek Dukaczewski, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych.
Przeczytaj koniecznie: PiS zbierało haki na wszystkich?
On sam musiał stawić się na rozmowę z Antonim Macierewiczem i twierdzi teraz, że podczas przesłuchań komisja weryfikacyjna bardzo dokładnie wypytywała o kilku wysoko postawionych polityków:
- Macierewicz w rozmowach w cztery oczy z oficerami szukał negatywnych informacji o Sikorskim i Szmajdzińskim - opowiada "Gazecie Wyborczej" generał Dukaczewski. - Wśród tych niezweryfikowanych zeznań mogą być pomyje. Osoba pomówiona nie będzie miała żadnej możliwości obrony - dodaje.
Patrz też: Kaczyński: Haki? Ja tego nie powiedziałem!
Dukaczewski w tym samym kontekście wymienia również inne nazwiska, w tym drugiego polityka PO, który ma realne szanse walczyć o prezydenturę - Bronisława Komorowskiego.
Czy to o tych materiałach mówił Lech Kaczyński, który twierdzi, że posiada kompromitujące Sikorskiego dokumenty? Tego nie można jednoznacznie potwierdzić. W liście, który prezydent wysłał do Donalda Tuska, nie ma żadnych konkretów. Lech Kaczyński wspomina jedynie o rozmowie, jaką przeprowadził z Donaldem Tuskiem w 2007. Wtedy miały paść konkrety, które "nie odbiegają od obecnych zastrzeżeń co do kandydatury Radosława Sikorskiego".
Czytaj też: "Sikorski nie ma predyspozycji na prezydenta" (GŁOSUJ!)
Warto dodać, że dokumenty z przesłuchań komisji weryfikacyjnej WSI trafiły do BBN za sprawą Jana Olszewskiego. W listopadzie 2007 r., tuż przed zaprzysiężeniem rządu Donalda Tuska, wywiózł on akta z siedziby Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Teoretycznie w lipcu 2008 roku dokumenty powinny wrócić do kontrwywiadu. Okazuje się jednak, że niektóre akta mogły zostać w archiwach Kancelarii.