- Służba zdrowia nie jest przyjazna dla pacjenta. Winne są przepisy, ale często zdarza się, że ktoś nie myśli, brak mu etyki zawodowej i zwykłej przyzwoitości - wyznała nam Ewa Kopacz po dyżurze.
Rozmowy z Czytelnikami przekonały panią minister, że polską służbę zdrowia trzeba intensywnie naprawiać. Kilkakrotnie musiała przepraszać za swoich kolegów lekarzy. Kiedy jedna z naszych Czytelniczek opowiadała jej, jak lekarze potraktowali jej ciężko chorego męża, była naprawdę wzburzona.
- Do wielu sytuacji, o których dzisiaj usłyszałam, nigdy nie powinno było dojść - mówiła Ewa Kopacz. - Dlatego bardzo mi zależy na ustawie o prawach pacjenta - powtarzała. - Chorzy muszą wreszcie wiedzieć, co im się należy. Z kolei lekarze i inni pracownicy służby zdrowia nie mogą się tłumaczyć brakiem pieniędzy czy przepisami, które nie pozwalają im na działanie. Czasem takie wymówki mogą kosztować kogoś życie - przekonywała minister.
Ewa Kopacz uważnie notowała dane swoich rozmówców - obiecała, że w kilku przypadkach będzie interweniować osobiście. "Super Express" ma zamiar się temu przyglądać.
Oto prawdziwe problemy polskich pacjentów Grażyna J., Pruszcz Gdański:
1. - Mój nieżyjący już mąż miał nowotwór płuc. Pewnego dnia poczuł się bardzo źle. Pogotowie odmówiło przyjazdu. Pojechaliśmy więc do szpitala w Gdańsku prywatnym samochodem. W szpitalu ok. godz. 10 mąż dwukrotnie wymiotował krwią. Zrobił się żółty. Mimo tych objawów lekarz dyżurny zastanawiał się, czy ma go przyjąć na oddział, czy odesłać do domu. Ok. godz. 15 powiedział, że kończy dyżur, zaraz przyjdzie inny lekarz i to on zdecyduje, co robić. Ten pojawił się na dyżurze dopiero ok. godz. 17 i zdecydował, że mamy wracać do domu. O godz. 23 mąż zmarł. Nie zmarł z powodu nowotworu. Udusił się krwią...
Ewa Kopacz:
- Jestem lekarzem i w tym momencie wstyd mi za kolegów. Wciąż wierzę, że w Polsce jest mnóstwo dobrych i odpowiedzialnych lekarzy. Ale też ostatnio jest zbyt dużo skarg. Dlatego z taką determinacją próbuję zmienić system służby zdrowia. Bo nie jest dobrze. Dziwię się, że niektóre grupy zawodowe w ochronie zdrowia nie widzą tego i nie chcą zmian. Z drugiej strony nawet najlepsze prawo nie zastąpi etyki i myślenia. W tej konkretnej sprawie zabrakło właśnie tego.
Monika G., Warszawa:
2. - Moje dziecko przyszło na świat jako wcześniak. Lekarze z Instytutu Matki i Dziecka na Kasprzaka ratowali jego życie, ale przy okazji wyrwali mu odbyt, źle zszyli, zakazili groźną bakterią. Nie zauważyli też bardzo poważnej wady serca. Dziś dziecko ma dwa lata i wciąż ma problemy zdrowotne. Do tej pory nie mogę się doprosić o wydanie pełnej historii choroby. A pani dyrektor, odpowiedzialna za przyjmowanie skarg od pacjentów, nie miała dla mnie czasu na rozmowę. Przez sekretarkę odpowiadała mi, że jest bardzo zajęta.
Ewa Kopacz:
- Przede wszystkim trudno mi sobie wyobrazić to, dlaczego nie ma pani dokumentacji. Zanotuję wszystkie dane. Osobiście sprawdzę, jak przebiegało leczenie. Proszę o kontakt.
Wanda, Warszawa:
3. - Mam 79 lat, mąż 81. Mamy lekarza pierwszego kontaktu w poliklinice MSWiA. Jestem po operacji serca, mąż - po trzech zawałach, z zatorem w nodze. W szpitalu stwierdzono, że konieczne są wizyty domowe lekarza. Nie mogę się jednak ich doprosić w poliklinice. Muszę więc rano jechać do przychodni i stać w kolejce. To nienormalna sytuacja, że lekarz nie może przyjechać do ciężko chorego na wizytę.
Ewa Kopacz:
- Uważam, że odmawiając wizyt lekarz łamie przepisy. Fundusz zdrowia płaci przecież za wizyty domowe. Lekarz ma to zapisane w kontrakcie. Za moment wyślę sygnał do płatnika.
Teresa, Pruszków:
4. - Mam ponad 70 lat. Dwa lata temu miałam operowane piersi. Lekarz zalecił mi co pół roku mammografię. Niestety, w szpitalu odmawiają mi jej. Ponoć fundusz zdrowia finansuje mammografię kobietom w wieku 50-69 lat. Jestem więc za stara? Jeszcze nie wybieram się na tamten świat. Mam wnuki, młode usposobienie. Nie pójdę do prywatnej przychodni, bo mam tylko 600 złotych emerytury.
Ewa Kopacz:
- W pani przypadku lekarz ma obowiązek wydać skierowanie na mammografię. Wiek nie ma znaczenia w przypadku osób, które chorowały na piersi.
Maria, Kraków:
5. - Choruję na cukrzycę. Czy nie można czegoś zrobić, żeby insulina była tańsza? Wydaję na nią prawie 120 zł miesięcznie. Sporo, a ja jestem biedną emerytką...
Ewa Kopacz:
- Wszyscy są zgodni: leczenie powikłań po cukrzycy jest droższe, niż leczenie samej choroby. Dlatego przymierzamy się do programu walki z cukrzycą. Już na starcie pojawił się problem, nie wiemy bowiem, ile jest osób leczonych na cukrzycę i czym są leczone. Moi poprzednicy nie sporządzili takiego rejestru. Proszę pacjentów o trochę cierpliwości.