Nieco ponad tydzień temu pod KDT rozegrała się prawdziwa bitwa (zobacz zdjęcia!). Protestujący przeciwko likwidacji hali kupcy starli się z ochroną obiektu. Zamieszki rozpoczęły się na dobre, gdy do protestujących nagle dołączyli zadymiarze. Dzięsiątki osób zostało rannych.
Zdaniem wielu komentujących, można było tego uniknąć. Jednak Hanna Gronkiewicz-Waltz twierdzi, że nie miała wyjścia. - To była taka sytuacja jak lekarza, który dokonuje operacji. Może bardzo współczuć pacjentowi, ale musi tę interwencję przeprowadzić, aby uratować życie - tłumaczy w "Rzeczpospolitej".
I choć kupców w KDT już nie ma (pozostał tam tylko ich towar, który mają sukcesywnie odbierać), prezydent stolicy nie zamierza nikomu darować, zwłaszcza części zarządu KDT. Jej prawnicy przygotowują już wnioski do prokuratury. Zapytana, czy nie lepiej, dla zwykłego spokoju, było te wnioski odpuścić, odpowiada: - Funkcjonariusz publiczny nie może się dopuścić takiego zaniechania. Prawo trzeba respektować i je wykonywać.
A tak w ogóle to "żelazna Hanka" wcale nie jest żelazna, tylko delikatna i skłonna do kompromisów. - Ja swoją osoba wnoszę spokój, bo zdaniem kolegów jestem kompromisowa, koncyliacyjna - mówi Hania.