W kwietniu prezydent Warszawy zapowiedziała, że ze względu na kryzysową sytuację budżetu miasta wstrzymuje na pół roku wypłatę nagród dla urzędników. Ratusz zarezerwował na nie ok. 35 mln zł. Dziś, pół roku po tamtej deklaracji, słyszymy, że chodziło wyłącznie o... nagrody uznaniowe, kwartalne. Tych pracownicy Ratusza rzeczywiście nie zobaczyli na kontach do dziś. Ratusz przyznał nam się w końcu jednak, że urzędnicy dostali inne nagrody. Pytaliśmy o to tydzień przed referendum. Okazuje się, że prezydent przyznała w tym roku 850 tys. zł w ramach nagród... specjalnych. Średnio po 1,7 tys. zł na osobę.
- Otrzymały je 484 osoby. Między innymi pracownicy dzielnic, którzy okazali się najlepsi w konkursie na wydział obsługi mieszkańców oraz osoby zaangażowane w organizację 70. rocznicy wybuchu powstania w Getcie Warszawskim - potwierdza rzecznik Ratusza Agnieszka Kłąb. Konkretnych kwot i nazwisk Ratusz nie podaje. Wiemy jednak, że konkurs na WOM wygrały Żoliborz, Rembertów i Ochota, a w organizację obchodów zaangażowany był m.in. gabinet prezydenta, biuro kultury i biuro promocji.
Zobacz również: Gronkiewicz-Waltz ma rok na spełnienie obietnic - LISTA INWESTYCJI DO REALIZACJI
Nagrody specjalne, w odróżnieniu od kwartalnych, przyznawane są za "niestandardowe" działania, które nie wynikają z umów o pracę. Uznaniowe dostają niemal wszyscy pracownicy, o ile nie "wyróżnią się" negatywnie. Premie są gwarantowane porozumieniem ze związkami zawodowymi, zapewne więc w ciągu najbliższych dwóch miesięcy prezydent będzie musiała je wypłacić. - Na razie nie ma o tym mowy - stwierdza Agnieszka Kłąb.
Dlaczego wypłata nagród to tajemnica, z której ujawnieniem trzeba było zwlekać aż po referendum? - To proste. Prezydent Warszawy bała się niedzielnego głosowania i obawiała się, że jakakolwiek informacja o nagrodach mogłaby przysporzyć jej przeciwników i negatywnie wpłynąć na wynik referendum - komentuje rzecznik warszawskiego PiS Jarosław Krajewski (30 l.), który jako radny bezskutecznie już wcześniej pytał o tegoroczne nagrody. Ratusz kluczył, jak mógł i kazał mu czekać do... 5 listopada.