- Do pracy na budowie dojeżdżam około 100 kilometrów. Jeśli ja mogę dotrzeć pociągiem do stolicy aż z okolic Łukowa, to w taki sam sposób poradzić mogą sobie również mieszkający 20-30 km od Warszawy politycy. Jeśli chcą wynająć sobie mieszkanie, to proszę bardzo! Ale za własne, a nie publiczne, pieniądze. Posłowie mają przecież pokaźne diety - zauważa Arkadiusz Brzuszek (36 l.), którego spotkaliśmy na dworcu PKP w Warszawie.
Wczoraj pisaliśmy o tym, jak chętnie politycy korzystają z mieszkaniowego przywileju. Miesięczny ryczałt dla parlamentarzysty na wynajęcie kwatery w stolicy wynosi do 2200 zł!!! Oczywiście z pieniędzy podatników. Z tego przywileju korzysta aż 160 polityków z Wiejskiej. Wśród nich jest wielu posłów, którzy mieszkają niedaleko Warszawy, np. Roman Kosecki (47 l.) z Platformy Obywatelskiej, który ma ogromną, wartą 6,2 mln zł willę w Konstancinie, a do Sejmu niecałe 20 kilometrów. Polacy płacą także za warszawski czynsz posła Prawa i Sprawiedliwości Henryka Kowalczyka (57 l.). On sam, mimo że mieszka w Golądkowie, zaledwie 60 km od Warszawy, nie widzi w tym niczego złego. - Nie da rady dojechać do pracy w Sejmie z Golądkowa. Rano jest to niemożliwe, bo są straszne korki! Dojazd na godzinę 8-9 jest nierealny. Wolę nie ryzykować! - mówi nam poseł. I nie widzi niczego złego w tym, że doi państwo! Oby jego wyborcy to zapamiętali...