Henryk na bruku

2009-06-04 7:00

Gdy Henryk Kasperczak (63 l.) przychodził do Górnika, był uśmiechnięty, radosny i pewny siebie. Wczoraj wyglądał na przygnębionego staruszka, który w ciągu tych kilku miesięcy postarzał się o kilka lat. W Zabrzu od kilku dni nie ma Ekstraklasy, a od wczoraj nie ma już Kasperczaka.

Popularny Henry nie miał innego wyjścia. Po spadku do pierwszej ligi musiał odejść.

- Biorę pełną odpowiedzialność za to, co się wydarzyło - deklaruje. - Spadek zmusił mnie do konkretnego działania. Zdecydowałem się odejść. Zdaję sobie sprawę, że nie sprostałem wyzwaniu. Nie powiodło mi się i nie ma tu już dla mnie miejsca - przyznaje.

Kasperczak obrazowo opisuje to, co stało się w Zabrzu w ostatnich tygodniach. - Sytuację moją i drużyny mogę porównać do alpinisty. Byliśmy już tak blisko i będąc o krok od osiągnięcia celu, spadliśmy w przepaść - mówi zgaszonym głosem. - Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Żałuję bardzo tego, co się stało - dodaje.

Rozstanie Kasperczaka z Górnikiem przebiegło bezkonfliktowo. - Wszyscy zachowaliśmy się jak dżentelmeni - zapewnia prezes klubu, Jędrzej Jędrych (42 l.). - Nie rozmawialiśmy o pieniądzach. Trener Kasperczak sam zaproponował, że odejdzie, a my to zaakceptowaliśmy. Była to nasza wspólna decyzja i rozstaliśmy się za porozumieniem stron. Wraz z trenerem odchodzi cały sztab szkoleniowy, który przed objęciem posad wziął pełną odpowiedzialność za wyniki - opowiada Jędrych. Następca Kasperczaka nie jest jeszcze znany.

- Ciągle analizujemy sytuację - ucina prezes.

Henryk Kasperczak nie myśli o szukaniu pracy w innym klubie.

- Wciąż myślę o piłce i chcę dalej być z nią związany. Jestem członkiem Wydziału Szkolenia PZPN, należę również do Stowarzyszenia Trenerów i mam wiele do zrobienia. Ale jeśli chodzi o objęcie stanowiska w innym klubie, to na razie nie ma tematu - zapewnia Kasperczak.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki