Horror na cmentarzy w Nowogrodzie na Podlasiu! Jan Florczyk (49 l.) pochował swoją 87-letnią matkę Helenę w rodzinnym grobowcu, a chwilę po pogrzebie, tuż obok mogiły, odkrył wygrzebane z ziemi... kości własnej babci, zmarłej ponad 40 lat temu! – Grabarz zbezcześcił zwłoki mojej babci – kipi z oburzenia mężczyzna. – To on podrzucił te szczątki! Ja nie zrobiłem nic złego – broni się oskarżany o świętokradztwo grabarz, Jan Chojnowski (66 l.).
Śmierć Heleny Florczyk (+87 l.) z Mątwicy (woj. podlaskie) pogrążyła w żałobie jej syna, Jana (49 l.). Mężczyzna marzył o godnym pochówku dla swojej ukochanej matki. Staruszka miała spocząć w rodzinnej mogile na cmentarzu w pobliski Nowogrodzie, w którym pochowani są już jej mąż Henryk, teściowa Stanisława oraz teść Aleksander.
Po żałobnej mszy świętej kondukt przeszedł na miejscowy cmentarz. Tam uroczystość zamieniła się w prawdziwy horror. – Jeszcze trwała ceremonia, ksiądz jeszcze nie skończył się modlić, a ja jeszcze matki nie pożegnałem. W takiej chwili podchodzi do mnie grabarz i mówi, że została ziemia z grobowca. I że to ja muszę ją później sam wywieźć gdzieś na pole – opowiada wzburzony Jan Florczyk.
W mężczyznę wtedy jakby piorun strzelił: – Jak to? Poświęconą ziemię na pole?! – wybuchnął grabarzowi w twarz. Oburzenie mężczyzny było tym większe, że pogrzeb do tanich nie należał. – Grabarzowi zapłaciłem 500 zł, księdzu 600 zł, organiście 500 zł i dałem ekstra 300 zł na utrzymanie cmentarza. To razem 1900 zł – wylicza pan Jan. Co gorsza, po pogrzebie, w pozostawionej przez grabarza kupie ziemi, mężczyzna odnalazł... kości swojej babci Stanisławy, zmarłej w 1971 roku! – Tak nie powinno być! To świętokradztwo. Żądam, aby grabarz mnie przeprosił – złości się 49-latek.
Grabarz Jan Chojnowski (66 l.) nie ma sobie nic do zarzucenia. – Niech on mnie przeprosi, bo przy grobie na pewno nie było żadnych kości. On sam musiał jej podrzucić – tłumaczy grabarz. Przyznaje jednak, że często prosi rodziny o usunięcie nadmiaru ziemi po pogrzebie, ale nikt nigdy nie robił z tego problemu. – Jako grabarz pracuję w czynie społecznym, wszystkie pieniądze oddaję proboszczowi, a tej ziemi zwykle zostaje najwyżej pół taczki – wyjaśnia. – Mam tego dość. Poproszę księdza, aby poszukał innego grabarza – dodaje zrezygnowany.
Ostatecznie nadmiar ziemi spod grobowca rodziny Florczyków usunął grabarz. Wywiózł ją, jak mówi, na terenie nowego cmentarza i wysypał do specjalnie przygotowanego dołka. Nadal twierdzi, że nie było tam ludzkich szczątków. Gdzie się zatem podziały?
TEM
Foto: Tomasz Matuszkiewicz
Śmierć Heleny Florczyk (†87 l.) z Mątwicy (woj. podlaskie) pogrążyła w żałobie jej syna, Jana (49 l.). Mężczyzna marzył o godnym pochówku dla swojej ukochanej matki. Staruszka miała spocząć w rodzinnej mogile na cmentarzu w pobliski Nowogrodzie, w którym pochowani są już jej mąż Henryk, teściowa Stanisława oraz teść Aleksander.
Po żałobnej mszy świętej kondukt przeszedł na miejscowy cmentarz. Tam uroczystość zamieniła się w prawdziwy horror.
– Jeszcze trwała ceremonia, ksiądz jeszcze nie skończył się modlić, a ja jeszcze matki nie pożegnałem... W takiej chwili podchodzi do mnie grabarz i mówi, że została ziemia z grobowca. I że to ja muszę ją później sam wywieźć gdzieś na pole – opowiada wzburzony Jan Florczyk.
W mężczyznę wtedy jakby piorun strzelił: – Jak to? Poświęconą ziemię na pole?! – wybuchnął grabarzowi w twarz.
Oburzenie mężczyzny było tym większe, że pogrzeb do tanich nie należał. – Grabarzowi zapłaciłem 500 zł, księdzu 600 zł, organiście 500 zł i dałem ekstra 300 zł na utrzymanie cmentarza. To razem 1900 zł – wylicza pan Jan. Co gorsza, po pogrzebie, w pozostawionej przez grabarza kupie ziemi, mężczyzna odnalazł... kości swojej babci Stanisławy, zmarłej w 1971 roku!
– Tak nie powinno być! To świętokradztwo. Żądam, aby grabarz mnie przeprosił – złości się 49-latek.
Grabarz Jan Chojnowski (66 l.) nie ma sobie nic do zarzucenia. – Niech on mnie przeprosi, bo przy grobie na pewno nie było żadnych kości. On sam musiał jej podrzucić – tłumaczy grabarz.
Przyznaje, że często prosi rodziny o usunięcie nadmiaru ziemi po pogrzebie, ale nikt nigdy nie robił z tego problemu.
– Jako grabarz pracuję w czynie społecznym, wszystkie pieniądze oddaję proboszczowi, a tej ziemi zwykle zostaje najwyżej pół taczki – wyjaśnia. – Mam tego dość. Poproszę księdza, aby poszukał innego grabarza – dodaje zrezygnowany.
Ostatecznie nadmiar ziemi spod grobowca rodziny Florczyków usunął grabarz. Wywiózł ją, jak mówi, na terenie nowego cmentarza i wysypał do specjalnie przygotowanego dołka. Nadal twierdzi, że nie było tam ludzkich szczątków. Gdzie się zatem podziały?
Foto: Tomasz Matuszkiewicz