Kiedy do gospodarstwa Benedykta K. wkroczyli inspektorzy Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals, zagłodzone zwierzęta brodziły po pas w gnoju. Ich rozpaczliwe muczenie niosło się po całej wsi, przyprawiając o ciarki na plecach. Między żywymi leżały martwe krowy. Większość zwierząt była tak osłabiona z głodu, że chwiały się na nogach. Inspektorzy przywieźli ze sobą baloty siana. Musieli pilnować, żeby krowy nie stratowały się na widok pożywienia.
A rolnik zwyrodnialec nawet nie zmierzał się tłumaczyć. - Z czego ja będę żył? Jak mi je zabierzecie, to się zabiję! - wykrzykiwał Benedykt K., biegają po podwórzu ze sznurem w ręku. - Idę do lasu. Tam się powieszę - zapowiedział i ruszył w zarośla.
Jednak po chwili wrócił do domu. Szalejącego rolnika musiało zabrać wezwane na miejsce pogotowie. Trafił do szpitala na obserwację psychiatryczną. Inspektorzy mogli wtedy spokojnie załadować wyczerpane krowy do specjalnej ciężarówki. - Zabieramy je pod naszą opiekę. Postaramy się je wyleczyć - mówi Paweł Gebert (29 l.), inspektor OTOS Animals.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail