Niezamożni i najbardziej potrzebujący leków z dopłatą od państwa - oto w kogo najbardziej uderzyła nowa ustawa refundacyjna zafundowana Polakom przez rząd.
Przewlekle chorzy, liczący każdy grosz ludzie, od poniedziałku błąkają się po aptekach, próbując zrealizować recepty z legendarną już pieczątką "refundacja do decyzji NFZ". W wielu przypadkach bezskutecznie.
- Próbowałem wykupić simvasterol obniżający ciśnienie, który niestety muszę brać codziennie. Usłyszałem, że mogę go wykupić, ale za 100 procent ceny. Na to niestety mnie nie stać - mówi niewidomy Ryszard Gajewski (62 l.), rencista, który wybrał się do apteki z żoną Mirosławą (72 l.).
Za lek, który normalnie kosztuje go 12,89 zł, musiałby zapłacić 22 zł. - Czy oni w tym rządzie nie mogli się jakoś lepiej do tego przygotować, żebym nie musiał teraz latać i pytać, kto się nade mną zlituje - pyta.
Okazuje się, że ci leczący się w prywatnych gabinetach nie mają takich kłopotów. Lekarze ekskluzywnych przychodni bez problemów sprawdzają uprawniające do zniżek dokumenty i żadnych stempli nie wstawiają!
- Możemy zapewnić, że wszyscy pacjenci, którzy przedstawią dowód ubezpieczenia lub złożą stosowne oświadczenie, otrzymają recepty na leki refundowane zgodnie z obowiązującymi przepisami - informuje na swojej stronie internetowej choćby grupa medyczna Lux Med.
Potwierdzają to pacjenci. - Przyszłam po leki, które biorę od trzech lat i zawsze kupowałam ze zniżką. Nie było żadnego problemu - zapewnia Danuta Belina (59 l.), emerytka z Warszawy. - Lekarz sprawdził moją książeczkę emeryta i wystawił receptę - dodaje zadowolona pacjentka.
Niewidomy pan Ryszard ma nadzieję, że lekarz się nad nim zlituje. Dzisiaj zamierza poprosić go, by wypisał mu prawidłowo receptę. Od tego zależy jego być albo nie być...