Fakty są takie, że w niedzielę tuż po godz. 6 rano Robert R. napisał na portalu społecznościowym, że życzy wszystkim spokojnej, błogosławionej niedzieli. Następnie wyszedł ze swojego domu przy ul. Partyzantów. Wrócił ok. godz. 10 i wtedy znalazł zwłoki synków: 7-letniego Wiktora i 9-letniego Rafała. Ciała chłopców leżały w pokoju. W innej części domu zrozpaczony mężczyzna natrafił na ciało swojej żony Agnieszki. Kobieta powiesiła się w pomieszczeniu gospodarczym.
Co dokładnie wydarzyło się przy ul. Partyzantów? - Bierzemy pod uwagę różne scenariusze. Ciała chłopców poddane zostaną sekcji zwłok i wtedy na pewno będziemy mogli powiedzieć więcej - słyszymy od Jana Sałackiego, prokuratora rejonowego z Kłodzka. Choć oficjalnie nikt tego nie chce jeszcze przyznać, to prawdopodobnie matka najpierw udusiła synów, a później targnęła się na własne życie. Śledczy chcą wyjaśnić, dlaczego doszło do tak wielkiej tragedii. Jak na razie, nikt tego nie wie.
Mieszkańcy Kłodzka są w wielkim szoku. - To była normalna, porządna rodzina. Oboje rodzice po studiach. Pan Robert uwielbiał swoje dzieci, często widać ich było razem. Jest w mieście dość znany, bo udziela korepetycji. A pani Agnieszka nigdy nie sprawiała wrażenia osoby mającej jakiekolwiek kłopoty. Ale podobno cierpiała na depresję - opisują sąsiedzi rodziny.
W szkole, do której chodzili chłopcy, ogłoszono tygodniową żałobę. Kto chce, nosi czarną wstążkę. Z nauczycielami i uczniami rozmawiał już psycholog. - Nie mamy pojęcia, co tam się stało. Matka chłopców była bardzo dobrą kobietą. Dbała o dzieci. Przyprowadzała ich rano, a po lekcjach odbierała ze szkoły. Nigdy nie docierały do nas żadne niepokojące sygnały - wspomina Iwona Lemiesz, dyrektorka placówki.