Zamiast tego często się uśmiechał i ze spokojem odpowiadał na pytania posłów z komisji badającej aferę hazardową. Schetyna grał o dużą stawkę. Wie, że dobry występ przed komisją otwiera mu powrót do rządu i wielkiej polityki.
Przeczytaj koniecznie: Chlebowski atakuje: Afery hazardowej nie ma!
Szef klubu PO przekonywał, że z Sobiesiakiem (główny bohater afery hazardowej i stenogramów z podsłuchów CBA) łączyły go jedynie sprawy sportowe. W 2003 roku współwłaściciele Śląska Wrocław, w tym Sobiesiak, poprosili go o pomoc upadającemu klubowi piłkarskiemu (Schetyna z powodzeniem kierował koszykarskim Śląskiem). - To nie były biznesy, tylko rozpaczliwe wołanie o pomoc - opowiadał były wicepremier.
Zobacz wideo: Co o aferze hazardowej sądzą specjaliści
O piłce miał też rozmawiać w czasie słynnego już spotkania z Sobiesiakiem na wrocławskim lotnisku 29 września 2009 r. (ich rozmowę podsłuchało CBA). - Rozmowa na pewno nie dotyczyła ustawy hazardowej - uciął Schetyna. Kilkakrotnie powtarzał, że nie lobbował i nie interesował się ustawą hazardową ani dopłatami od gier.
Śledczych interesował też drugi z wątków afery, a mianowicie spotkanie z premierem z 19 sierpnia 2009 roku (wziął w nim udział Schetyna i Drzewiecki). Według Mariusza Kamińskiego, to wtedy właśnie miało dojść do przecieku z akcji CBA. Dlaczego Schetyna wziął w nim udział, skoro nie miał nic wspólnego z ustawą hazardową? - To było polecenie premiera - tłumaczył i przekonywał, że o całej aferze dowiedział się z mediów.
Przeczytaj koniecznie: Palikot o sobie: Jestem gnojem
Według specjalisty od wizerunku i marketingu politycznego, Schetyna zaprezentował się bardzo korzystnie. - Oczy, które w komunikacji są zwierciadłem duszy, zdradzały, że szef klubu PO mówił prawdę. Nie uciekał wzrokiem w kierunku podłogi (to wyróżnik kłamstwa) ani sufitu (zmyślanie) - ocenia Wojciech Szalkiewicz. - Pozytywnie - na tle smutnych inkwizytorów z komisji - wyróżniał się też jego uśmiech, luz i gestykulacja, która umiejętnie podkreślała argumentację - tłumaczy Szalkiewicz.