Identyfikowanie ofiar katastrofy smoleńskiej: Rosjanie zachowywali się SZOKUJĄCO

2012-10-08 11:55

Dymitr Książek zdecydował się ujawnić kulisy identyfikacji ofiar katastrofy smoleńskiej w Moskwie. Wspomina zachowanie rosyjskich lekarzy, które nie było idealne oraz zdradza, jaką rolę mieli w identyfikacji polscy eksperci, którzy polecieli do Moskwy pomóc tamtejszym specjalistom w identyfikacji zwłok. Nieprawidłowości było sporo, więc kolejne ekshumacje nie powinny dziwić?

Dymitr Książek z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego zdecydował się wyznać, jak wyglądała identyfikacja ofiar katastrofy smoleńskiej. Zarówno on, jak i Ewa Kopacz pomagali w Moskwie przy identyfikacji ciał. Jak twierdzi Książek - było to duże przeżycie...

Mężczyzna potwierdza, że ciało Marii Kaczyńskiej zidentyfikowano jako jedno z pierwszych. Podobno ciało było w całości, a jedynie twarz była potwornie zniekształcona...

- I nagle podszedł Rusek i pociągnął nos prezydentowej do góry... Wszyscy zdrętwieliśmy. On zrozumiał, co zrobił. Chciał pewnie, żeby kształt twarzy był bardziej rozpoznawalny. Ale tego nie robi się tak ostentacyjnie - zdradził w rozmowie z WPROST.

Książek zdradza także, że polscy specjaliści nie odegrali zbyt wielkiej i znaczącej roli w identyfikacjach. To, że przylecieli nie oznaczało dopuszczenia ich do czynności związanych z identyfikacją.

- Patomorfolodzy siedzieli przed prosektorium. Siedzieli na drewnianej ławie, przed nimi biurko, na biurku sprzęt m.in. do badań DNA. I czekanie. I nic nie wiadomo, bo nic nie było uzgodnione. Oni byli poinformowani, że będą pomagali w sekcjach, w pobieraniu materiału genetycznego, w identyfikacjach. To są specjaliści wysokiej klasy, a okazało się, że Rosjanie do niczego nie dopuszczają. Cały poniedziałek tak siedzieli. I cały poniedziałek trwało dogadywanie, żeby w końcu weszli do tego prosektorium - opowiada Książek.

Zdaniem polskiego lekarza istniała możliwość pomylenia ciał, dlatego on od początku liczył się z ekshumacją:

-  W te trumny wsadzano czarne worki. I teraz już nie można uwierzyć, że do tych trumien wkładano właściwe ciała. Nikt tego nie sprawdzał. Na kanapie wśród tych worków siedziało trzech typków. Coś pili, jedli kanapki z kiełbasą, a potem wstawali i pakowali do trumien - skomentował.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają