Jakiś czas temu poseł Dębski zwrócił się Biura Analiz Sejmowych Kancelarii Sejmu z dwoma pytaniami. Polityk pytał: ile kościół katolicki posiada w Polsce nieruchomości gruntowych, budynkowych i lokalowych oraz : jaka byłaby suma kosztów poniesionych z tytułu podatku od nieruchomości. Pytania Dębskiego wprawiły sejmowych urzędników w osłupienie. Postanowili więc ratować się i zapytać ministerstwo administracji i cyfryzacji (odpowiada w Polsce za kontakty z duchownymi).
Okazało się, że w resorcie Michała Boniego dane są na ten temat, ale... z 2007 roku. „Ministerstwo nie posiada urzędowych danych dotyczących całkowitej powierzchni nieruchomości będących własnością lub w użytkowaniu wieczystym Kościoła Katolickiego. Niemniej jednak przytacza ono dane zawarte w publikacji z „Nieruchomości gruntowe własności kościelnej i związków wyznaniowych w Polsce. Z danych tych (według stanu na 1 stycznia 2007 r.) wynikało, że zasoby powierzchni kościelnej wynosiły 132 434 ha.”.
Kiedy poseł Dębski otrzymał taką odpowiedź, zdębiał... Ale jeszcze bardziej wprowadziło go w osłupienie dalsze tłumaczenie się urzędników. „Ministerstwo nie było też w stanie przedstawić szacunków dotyczących kosztów poniesionych z tytułu podatku od nieruchomości”. Pod sejmowym dokumentem podpisała się Zofia Szpringer, kierownik Zespołu Analiz Finansowych i Budżetu Państwa w Biurze Analiz Sejmowych.
Wychodzi więc na to, że kościelne dobra w Polsce są niepoliczalne. Albo nikt tego nie pilnuje. Pytanie tylko czy polski rząd robi to świadomie czy też jest to błąd urzędników, za który ktoś powinien ponieść surową odpowiedzialność...