Prezydentura Piskorskiego w Warszawie obfitowała w inwestycje i... afery. Przez lata niczego mu jednak nie udowodniono. Dyskusje na temat źródeł jego majątku ożyły, gdy po pięciu latach w Parlamencie Europejskim powrócił do krajowej polityki jako lider Stronnictwa Demokratycznego.
W latach 90-tych Piskorskiemu wróżono wielką polityczną karierę, łącznie z prezydenturą. Być może mieszkałby już w Pałacu Prezydenckim, gdyby w polityce miał choć połowę tego szczęścia, które dopisywało mu w grach losowych.
W 1992 roku Piskorski w gdyńskim kasynie Jackpol miał wygrać w ruletkę 4 mld 950 mln starych złotych (dziś to ok. 500 tys. zł). Majątek stały kasyna wynosił wówczas 8 mld starych złotych, więc - jak pisze "Rzeczpospolita" - taką wygraną ktoś by zapamiętał. Tymczasem nic takiego nie przypomina sobie ani właściciel kasyna, ani pracownicy. Co więcej, jak gazecie tłumaczył właściciel, prawie 5-miliardowa wygrana w ruletkę była niemożliwa, bo jednorazowo można było obstawić maksymalnie milion starych złotych. Żeby wygrać tak dużą sumę, trzeba byłoby wygrać z rzędu 138 gier. I to przy założeniu, że za każdym razem obstawia się maksymalną stawkę i za każdym razem "rozbija bank".
Czy Piskorskiemu udało się niemożliwe? Na to wygląda. W 1996 roku urząd skarbowy sprawdzając, czy majątek polityka ma pokrycie w jego dochodach, poprosił o dokumenty, a Piskorski przedstawił zaświadczenie o wygranej w kasynie. Widniały na nim podpisy kasjerki i jednego z pracowników.
Jednak kasjerka zaprzecza, aby to był jej podpis, a pracownika prokuratura nie mogła przesłuchać, bo... od kilku lat poszukiwany jest za oszustwo.
Prokuratura nie ma wątpliwości, że dokument, który przedstawił Piskorski, jest fałszywy. - Na podstawie zeznań świadków ustaliliśmy, że dokument o wygranej w kasynie, jaki przedstawił Paweł Piskorski, został podrobiony - potwierdził "Rzeczpospolitej" Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Jednak Piskorski nie usłyszy zarzutów, sprawa się przedawniła. Jak to możliwe? Po prostu prokuratura dowiedziała się o niej dopiero w 2006 roku.
Sam Piskorski jest zdumiony. Podkreśla, że urząd skarbowy nigdy nie miał zastrzeżeń do przedstawionego zaświadczenia.