Samochodem wjechali do garażu ojca chłopaka. Wróciła dawna namiętność, zapomnieli o całym świecie. By nie zmarznąć, włączyli silnik auta. Nawet nie zauważyli, jak zabijają ich spaliny.
Krzysztof i Patrycja przez kilka ostatnich lat byli parą. Wszystko się zmieniło, gdy przed rokiem dziewczyna rozpoczęła studia w Bydgoszczy. Tam związała się z kolegą z wydziału. Odrzucony chłopak, który pozostał w Inowrocławiu, bardzo przeżywał rozstanie. Nie wiedział, dlaczego z dnia na dzień jego ukochana przestała odzywać się do niego. Pisał do niej czułe e-maile i SMS-y. Bez odzewu.
Gdy Patrycja przyjechała do rodziców na święta, kilka razy spotkała swoją dawną miłość. Nie wiedziała, co ma zrobić. Jej serce było rozdarte. Sylwestra spędziła jednak ze swoim nowych chłopakiem. Na imprezie pokłóciła się z nim. Dlatego w Nowym Roku zadzwoniła do Krzyśka. Ten wziął kluczyki od samochodu ojca i natychmiast popędził na spotkanie z nią. Serce Patrycji na widok starej miłości przyspieszyło. Wróciły wspomnienia. Młodzi wjechali samochodem do garażu. Zamknęli go. Silnik zostawili włączony...
Gdy nie wrócili do domów, ich rodzice - niezależnie od siebie - następnego dnia rozpoczęli poszukiwania. Około południa ojciec Krzysztofa zajrzał do garażu. W samochodzie zobaczył martwe ciało syna i Patrycji.
- Odmawiam odpowiedzi na pytanie, czy zwłoki były nagie - mówi prokurator Natalia Gorzycka, która prowadzi śledztwo w sprawie śmierci dwójki 21-latków. - Wszystko wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy wypadek. Wykluczyliśmy wstępnie udział osób trzecich - dodaje.