IPN przypomina dziś historyczną inkwizycję

2008-09-23 7:00

Tomasz Nałęcz w dyskusji o przyszłości Instytutu Pamięci Narodowej.

"Super Express": - Trwa burza wokół Instytutu Pamięci Narodowej. Wielu uważa go za zło konieczne. Koalicja PO-PSL chce tę instytucję "odpolitycznić", a lewica od dawna najchętniej zlikwidowałaby. Czy IPN jest Polsce potrzebny?

Tomasz Nałęcz: - W normalnym, cywilizowanym świecie nauka obywa się bez takich specjalnych, urzędowo wyznaczonych instytucji mających badać przeszłość. Ale w wyjątkowej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska wychodząca z komunizmu, likwidacja powołanej już placówki byłaby opatrznie interpretowana jako chęć usprawiedliwiania minionej epoki. Tak więc, moim zdaniem, nie ma dziś najmniejszego sensu likwidować IPN.

- Czyli jeśli nie likwidacja, to co?

- Wydaje mi się, że tu nie trzeba jakichś reform strukturalnych, ustawowych. Należy jedynie zmienić praktykę działania. Warto przypomnieć, że przy niemal identycznych rozwiązaniach prawnych w zakresie badań naukowych IPN bardzo dobrze funkcjonował pod rządami poprzedniego prezesa, Leona Kieresa. W związku z tym jestem zdania, że to nie sprawy formalne są dziś powodem napięć, tylko ludzie. Nowy prezes, pan Kurtyka, wprowadził zupełnie inne porządki.

- Jakie są pana zdaniem plusy i minusy funkcjonowania tej instytucji pod rządami prezesa Kurtyki? IPN to duża placówka, łącząca szeroką gamę spraw - pion śledczy, archiwalny i edukacyjny...

- Plusów nie widzę. Pod rządami Kurtyki działalność IPN została bardzo upolityczniona. Nie ma nauki bez wielobarwności, bez różnego spojrzenia na przeszłość, bez zderzania się różnych opinii. Nie ma czegoś takiego w historii, jak jedyna słuszna obowiązująca prawda. I bardzo niepokojące jest, gdy placówka badająca przeszłość świadomie rezygnuje z tej wielonurtowości. Zamienia się trochę w taką inkwizycję historyczną, w polityczne narzędzie.

- Jakiś dowód?

- Najgłośniejszą sprawą są publikacje dotyczące Lecha Wałęsy. Temu najwybitniejszemu działaczowi opozycji antykomunistycznej wyciąga się tylko takie epizody z jego życia, które pokazują go w niekorzystnym świetle. Nie uważam, że takie książki nie mogą powstawać, ale powinny być również publikowane inne, bardziej stonowane. Wiadomo, że w polskiej opinii publicznej takie poglądy występują i Instytut ma prawo je prezentować, ale nie jako jedyne, lecz jedne z wielu.

- Ale to może świadczyć najwyżej o sprzyjaniu bardziej jednym poglądom, ale nie o upolitycznieniu, albo nawet układzie, jak tego chce np. prof. Andrzej Friszke, który - jak twierdzili złośliwi - użył takich słów, gdy nie został ponownie wybrany do Kolegium IPN...

- Linię badawczą IPN wyznacza PiS. Przy poprzednim formowaniu władz Instytutu kierowano się właśnie zasadą wielobarwności. Dziś to się zmieniło. Na bodaj 11 członków Kolegium IPN tylko jeden nie został wybrany z rekomendacji tej partii. Wybrano też profesora Paczkowskiego, który jak wiadomo człowiekiem PiS nie jest, ale to zbyt mało.

- Co jest największym złem IPN?

- Prezes Kurtyka. Wystarczy przypomnieć sobie okoliczności, jakie towarzyszyły jego wyborowi na to stanowisko, kiedy przyczynił się do wyeliminowania z gry swojego konkurenta - Andrzeja Przewoźnika - za pomocą, jak się okazało, fałszywego zarzutu o współpracy z SB. Skoro mamy do czynienia z człowiekiem, który tak przecierał sobie drogę do władzy, to nie możemy się dziwić, że instytucja ta traci wiarygodność.

- Jako dowód przeciw upolitycznieniu IPN może służyć ostatnia dymisja jej pracownika - Sławomira Cenckiewicza, współautora głośnej książki o Wałęsie?

- Nie znam okoliczności dymisji Cenckiewicza, ale niewykluczone, że za tym też kryje się jakaś intryga. Być może głowa Cenckiewicza ma być "makijażem" na twarz Kurtyki, który uczyni ją sympatyczniejszą dla ludzi. Choć sam pan Cenckiewicz również nie jest osobą zupełnie bez zarzutu. On też zaangażował się w politykę i trudno, by taki człowiek był świadectwem bezstronności IPN.

- Czyli, co dalej z IPNÉ

- IPN powinien zostać, ale jako bezstronna naukowa placówka, a osoba pan Kurtyki absolutnie tego nie gwarantuje.

Tomasz Nałęcz

Historyk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, polityk lewicy. Ma 59 lat

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają