Iran nie zmieni swoich planów

2009-06-15 4:00

O tym, że wyniki wyborów prezydenckich w Iranie utwierdzą polityczny kurs tego państwa, przekonuje w rozmowie z "SE" wybitny znawca świata muzułmańskiego prof. Janusz Danecki

"Super Express": - W Iranie zawrzało. Czy wyniki wyborów prezydenckich w tym kraju zostały sfałszowane?

Prof. Janusz Danecki: - Myślę, że nie. Zbyt trudno jest sfałszować wybory, w których bierze udział czterdzieści milionów ludzi.

- Z Teheranu płyną doniesienia o demonstracjach...

- Doszło do poważnych starć, niestety są ofiary śmiertelne. Jednak Iran to nie tylko Teheran.

- Prezydent może być jeden. Musawiego poparły miliony wyborców. Czy władza stara się katalizować ich rozgoryczenie?

- Przywódca duchowy, Ali Chamenei, w swoich wypowiedziach powtarza, że Ahmadineżad jest prezydentem wszystkich Irańczyków - że nie zlekceważy wyborców Musawiego. Ahmadineżad przytakuje. Czy to wystarczy? Moim zdaniem wystarczy.

- Co reelekcja Ahmadineżada oznacza dla Iranu?

- Po prostu kontynuację - bo tak sobie zażyczyła większość Irańczyków. Choć Mahmud Ahmadineżad mówi, że będzie korygował to, co mu nie wyszło w czasie poprzedniej kadencji. Tylko od razu trzeba dodać, że ma on na uwadze przede wszystkim politykę wewnętrzną.

- A co Irańczykom obiecywał Mir Husajn Musawi?

- Większą demokratyzację.

- Czyż nie o tym samym mówił na swoich wiecach Ahmadineżad?

- O to chodzi, przejął retorykę wyborczą swojego przeciwnika. Ale w swojej kampanii głównie kładł nacisk na sprawy ekonomiczne, obiecując rzeszom biednej ludności Islamskiej Republiki Iranu poprawę warunków ich życia.

- Można odnieść wrażenie, że Zachód postrzega Musawiego jako kogoś w rodzaju Johna Fitzgeralda Kennedy'ego, a przecież był on bliskim współpracownikiem ajatollaha Homeiniego...

- Jest to więc postrzeganie przesadzone. Obydwaj kandydaci popierają w całości polityczny i religijny system panujący w Iranie. Poza tym pamiętajmy, że w Iranie prezydent nie jest jedynym decydentem.

- Mir Husajn Musawi prowadziłby z uśmiechem taką samą politykę, jaką Mahmud Ahmadineżad prowadził i będzie prowadzić z zaciśniętymi pięściami?

- Tak można to nazwać, bo Musawi byłby bardziej otwarty na dialog ze społecznością międzynarodową - potrafiłby spokojnie wysłuchać cudzych racji i spokojnie przedstawić swoje - ale ich myślenie o strategicznych celach Iranu jest zbieżne.

- Wielu Irańczyków chciałoby wprowadzenia większych swobód obyczajowych. Zachód chciałby widzieć w Iranie normalnego partnera, który nie straszy świętą wojną, nie wzywa do rozprawienia się z Wielkim Szatanem. Czy Iran kiedyś taki będzie?

- Na pewno. Ale dziś taka zmiana wymagałaby rewolucji. A tego byśmy nie chcieli. Państwo irańskie ewoluuje. 30 lat temu - po rewolucji Homeiniego - wyglądało zupełnie inaczej niż dzisiaj.

- Na ile realna jest próba siłowego rozwiązania konfliktu między Iranem a Izraelem?

- W kontekście politycznych idei amerykańskiego prezydenta nie spodziewam się, aby ten konflikt uległ zaostrzeniu. Będą się toczyły rozmowy bez warunków wstępnych.

- Mamy do Francuzów i Brytyjczyków pretensje o to, że nie chcieli umierać za Gdańsk. Jak to się dzieje, że Irańczycy gotowi są na wojnę w imię interesów Arabów z dalekiej Palestyny?

- Iran jest potężnym państwem. Chciałby odgrywać istotną rolę w świecie muzułmańskim - ta myśl przyświecała przywódcom republiki islamskiej od początku jej istnienia. Tylko jak to zrealizować? Najlepszą metodą jest wzięcie się za problem, który jednoczy wszystkich muzułmanów - czyli właśnie za problem palestyński.

Janusz Danecki

Arabista, islamista, językoznawca (poliglota) i literaturoznawca. Wykłada na UW i w SWPS.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki