Irena Brzozowska (38 l.) jest prawdziwą mistrzynią kuchni. Wszyscy wiedzą, że jak coś ugotuje, to palce lizać. Tym razem zrobiła barszcz, upiekła solidną porcję karkówki i słynne na całą okolicę zrazy. To miał być zapas na kilka dni. Specjały trafiły na balkon. Ich woń rozchodziła się po całej wiosce. Pech chiał, że wieczorem kuszący zapach poczuł przechodzący obok domu państwa Brzozowskich Tomasz Tyburski (30 l.).
Wciągnął głęboko powietrze do płuc i aż westchnął. Ślina pociekła mu do ust... Rozejrzał się wokół i bezbłędnie trafił wzrokiem na szafkę ze smakołykami na balkonie. Po chwili wypatrzył dziurę w płocie. Jednym susem dostał się na podwórze, potem wdrapał się na balkon. Zabrał stamtąd jedzenie i zaniósł do domu.
Gospodyni odkryła kradzież następnego dnia, kiedy chciała podać obiad. - Mało brakowało i dostałabym zawału - opowiada rozeźlona pani Irena. - Z mojego gotowania nie zostało nic...
Wezwani na miejsce policjanci szybko trafili na trop złodzieja. Było jednak już za późno. Zdążył wszystko spałaszować. Zostały jedynie puste, brudne garnki.
- Przepraszam, że to zrobiłem, ale te zrazy bardzo mi smakowały - mówi Tomasz Tyburski. - Takie jedzenie jest warte grzechu - dodaje.
Łobuz ani przez chwilę nie pomyślał o głodnym dziecku. Teraz czeka go rozprawa i odsiadka. Może to go czegoś nauczy.