Zrozpaczona Isabel Marcinkiewicz sama przyznaje, że to już koniec jej związku z byłym premierem. Wypadek samochodowy, któremu uległa, miał zacieśnić ich relacje, a stało się całkiem odwrotnie. - Po Nowym Roku pękło mi serce. Zrozumiałam, że Kaz przestał mnie kochać, a ja muszę odciąć się od niego! I to jak najszybciej! - zaczyna swoją opowieść w rozmowie z Super Expressem.
Jednak nie zawsze tak było. Gorący romans kochanków zamienił się w związek małżeński po sakramentalnym "tak" w Barcelonie. Kazimierz poznał młodszą o 22 lata Isabel latem 2008 roku w Londynie.
- Siedziałam przy stoliku, czytałam jakieś pisma, gazety które przywiozłam sobie z Polski. Miesięcznik „Charaktery”. Może dlatego podszedł do mnie, zapytał, czy mieszkam w Londynie. Połączyło nas to, że jesteśmy Polakami. (…) Myślę, że oboje w tym dniu czuliśmy się samotni. Że tą rozmową wypełniliśmy jakąś pustkę w nas - opowiada Isabel.
Jak przyznała w rozmowie z "Vivą", początkowo była to zwykła znajomość i zafascynowanie faktem, że lubią to samo. Jednak kiedy Kazimierz przy wigilijnym stole oznajmił żonie i czwórce dzieci, że odchodzi, związek z Isabel rozkwitł na całego. Nikt nie przypuszczał, że były premier zaryzykuje polityczną karierę w imię miłości. A jednak. W sierpniu 2009 roku Kaziu poślubił młodszą o 22 lata Isabel.
Zobacz: TYLKO U NAS. Spowiedź Isabel Marcinkiewicz: Kaziu już mnie nie kocha. Kopnął mnie w d**ę
Przyszłość rysowała się bajkowo. - Będę miała 38 lat i być może domek w Hiszpanii, z balkonikiem. I napiszę milionowy wiersz. A Kazimierz będzie rozpalał grilla. Wokół nas hasać będą dwa psy – uwielbiam owczarki niemieckie – mówiła Isabel w wywiadzie dla Faktu.
Miłosne wyznania na antenie "Szkła Kontaktowego" tylko potwierdzały, że młoda Isabel szaleje za swoim mężem. - Taka mała, a taka wielka…Ujęła mnie tym, że w życiu kieruje się jasnymi zasadami. Ceni sobie prywatność i wolność - opowiadał Kazimierz w Fakcie.
Po kilku latach okazało się jednak, że wcale nie jest tak różowo. Po wypadku samochodowym, któremu uległa Isabel, sprawy nieco się skomplikowały.
- To były fatalne święta. Boże Narodzenie spędziłam w zasadzie sama. Grudniowy koszmar zaczął się kilka dni przed wypadkiem. Chorowałam, bardzo kiepsko się czułam. Kaza przy mnie nie było. On wyprowadził się ponad pół roku wcześniej. Ale o tej historii opowiem później. Zostałam schorowana sama w czterech ścianach. Umówiłam się z mężem na lunch 19 grudnia. Jadąc na to spotkanie, bardzo źle się poczułam. Chyba straciłam przytomność na drodze. Uderzyłam w barierkę. Obudziłam się w szpitalu, wszystko mnie bolało. Okazało się, że miałam wstrząs mózgu, częściowo uszkodzone kręgi szyjne i lekki paraliż (niedowład) od barku do palców lewej ręki, którą do dziś nie mogę ruszyć. W takiej sytuacji kochający mąż byłby przy swojej żonie dzień i noc. Ale nie Kaz - opowiada w rozmowie z Super Expressem.
- Dlatego ten wypadek zweryfikował moje podejście do życia. Moja chora ręka jest dla mnie jedną kulą u nogi, a Kaz stał się drugą. Może ja za bardzo go kochałam i teraz dostałam po prostu kopa w d*** - podsumowuje.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail