Kto by pomyślał, że tak piękna kobieta może uważać się za nieszczęśliwą w miłości?! Posłanka na dowód swoich wielkich i nieszczęśliwych przygód miłosnych pokazuje zdjęcia. Pierwszy raz zakochała się na zabój już w wieku trzech lat. Romantyczne okolice sanatorium w Polanicy, gdzie pojechała na wczasy z rodzicami, tak bardzo nią owładnęły, że na krok nie odstępowała swojego wybrańca.
- Dobrze pamiętam, że nie chciałam się bawić z nikim więcej, tylko z nim - opowiada. - Najgorzej, że nie pamiętam jego imienia - dodaje z figlarnym uśmiechem na ustach.
Przeczytaj też: Kobiety chcą z Napieralskim na randkę, z Poncyljuszem do łóżka - sondaż "Super Expressu"
Kolejne wakacje i kolejna miłość. Tym razem uczucie wybuchło w Mielnie. Dowodem jest zdjęcie. Posłanka w warkoczykach przystrojonych kokardkami tryska na nim radością. A wszystko dlatego, że trzyma ją za rękę jej wakacyjny ukochany!
Iwona Arent ze szczególnym upodobaniem łamała chłopięce serca na szkolnych dyskotekach. Mało która koleżanka mogła jej dorównać szaleństwami w tańcu. - Po każdej potańcówce zyskiwałam grono adoratorów - przyznaje posłanka.
Jednak pierwsze poważniejsze uczucie Iwony Arent narodziło się na wakacyjnej wyprawie kajakami. Miała wówczas 17 lat. Jej adorator nie szczędził sił, wiosłując i wylewając na przemian wodę z kajaka. - To właśnie tym zdobył moje serce - mówi posłanka PiS. - No przynajmniej na kilka tygodni - szybko dodaje.