Ojcem naszego proszku był chemik i prawnik w jednym człowieku: Mieczysław Wilczek. W latach 1988-89 minister przemysłu. Jako racjonalizator państwowego przemysłu chemicznego, z racji zagranicznego stypendium i znajomości języków, postanowił wprowadzić polskie pralki na drogę detergentów. W 1965 roku w ramach "programu detergentowego" wdrożył do produkcji proszek IXI 65. Po latach były minister wyznał w wywiadzie, że proszek był palącą potrzebą chwili, ponieważ okazało się, że koszule non-iron prane w szarym mydle, szybko się do niego upodabniają. Zdaniem wynalazcy, który z racji zaangażowania w politykę wiedział więcej niż szary obywatel, ministrowie z tak zwanych demoludów opuszczali nasz gościnny kraj z torbami wypchanymi kartonami proszku IXI.
IXI, dzisiaj niedoceniany, w latach 60. i 70. był mistrzem w spieraniu plam. Prał naprawdę prawie sam, z niewielką pomocą frani. Miał biało-błękitny kolor i pięknie pachniał. Był wynalazkiem niemal doskonałym, tyle że pakowanym w dalece niedoskonałe opakowania, wrażliwe na przenoszenie i wilgoć. Wszystko to sprawiało, że IXI 65 sypał się zaraz po wyjściu ze sklepu. W łazience zaś ulegał zbryleniu. W latach 80. zastąpiono wreszcie poziomy szary karton w niebieskie paski pionowym, białym, wzmocnionym kredowym papierem.
Zgodnie z napisem na pudełku, IXI 65 "prał delikatne tkaniny". To sugerowało nabywcom, żeby nie wierzyli w plotki krążące po kraju raju, mówiące jakoby po upraniu w proszku IXI od koszul odpadają guziki, chusteczki do nosa znikają w zawiesinie silnych detergentów, a piorące ręce na długo pozostają szorstkie.
Prawda o proszku IXI jest inna. Prał idealnie, pachniał świeżo i miał wzięcie, jakiego mogłyby mu pozazdrościć dzisiejsze proszki. O proszku IXI opowiadano sobie legendy. Jedna z nich sugerowała, że jest to jedyny na świecie proszek, który nie tylko pierze, ale i prasuje. Ktoś bowiem wczytał się w napisany maczkiem, umieszczony na opakowaniu przepis prania, który sugerował, że "po wypłukaniu odzież należy strzepnąć i wysuszyć, a prasowanie nie jest konieczne".