- Miałam świeżo zaszytą ranę nad okiem, połamany nos, krew i strupy na całej twarzy - opowiada pani Karolina. - Zarejestrowałam się i w okienku usłyszałam niezbyt sympatyczny głos informujący, że mam czekać na swoją kolej - dodaje.
Mijały godziny, a jej nazwisko nie padało z lekarskiego gabinetu. Zamiast zszokowanej i obolałej po wypadku kobiety wchodziły tam osoby z katarem, bólem zatok czy biegunką.
Po ponad trzech godzinach pani Karolina zasłabła z bólu. Towarzyszący jej mąż Jakub (35 l.) nie wytrzymał wtedy nerwowo. - Dosłownie wtargnąłem do gabinetu i rzuciłem w twarz personelu, co myślę o takim traktowaniu - mówi Jakub Janeczek.
Okazało się, że lekarze nie przyjmą pani Karoliny, bo jest "zbyt opuchnięta na jakiekolwiek zabiegi".
Po tygodniu pojawiła się na kontroli lekarskiej. Po 2 godzinach czekania przed panią Katarzyną na liście było wciąż około 10 osób.