Uderzenie było potężne. Kobieta z impetem wpadła do rozbitej kabiny... i jakimś cudem z wypadku wyszła niemal bez szwanku
- Żyję! - pani Marianna wciąż jest w wielkim szoku. Ma potłuczone kolana, skręcone kostki i potężnego guza na głowie. Z trudem przypomina sobie wydarzenia feralnego dnia...
Pamięta, że wyszła z domu chwilę przed siódmą rano. Chciała złapać autobus do Zamościa. Miała tam wizytę u kardiologa.
Szła szybko poboczem, pędzącą ciężarówkę dostrzegła późno - przed samym uderzeniem.
Jak ustalili policjanci, 29-letni kierowca zbagatelizował znaki, informujące o niebezpiecznej serii zakrętów na drodze zjeżdżającej w dół. Pierwszy wiraż zdołał jeszcze pokonać, następnego już nie. Tir z cysterną przewrócił się na bok i sunął poboczem.
W szpitalu spędziła kilka godzin
- Usłyszałam huk - opowiada kobieta. Samego uderzenia nie pamięta. - Kiedy się ocknęłam, byłam w kabinie - mówia.
Brzmi to nieprawdopodobnie, ale ze środka kobieta wyszła o własnych siłach. Momentalnie na miejscu zjawili się strażacy, policja i karetka pogotowia. Kobietę i lekko rannego kierowcę zabrano do szpitala w Krasnymstawie. Po kilku godzinach oboje mogli opuścić lecznicę.