Będąc "Panem Lotto", jak mnie zazwyczaj nazywano, wiedziałem, że prowadząc losowania, przede wszystkim muszę być wiarygodny i szanować widza. To nie ja byłem w tym programie gwiazdą, ale losowane liczby, które przynoszą możliwość realizacji marzeń. Nigdy nie pozwoliłem sobie na pajacowanie czy mówienie niewybrednych żartów. To nie jest tego typu program. Najważ- niejsze jest losowanie. "Zrobię wszystko, będę kontrowersyjny, aby mnie tylko zauważyli" - taki pogląd był mi zawsze obcy. Uważam, że to nie ma sensu. Dlatego cieszy mnie fakt, że wciąż na róż- nych imprezach i festiwalach, które prowadzę, spotykam się z życzliwością i dowodami sympatii ze strony widzów - i za to serdecznie dziękuję
Anegdot związanych z losowaniami nazbierało się bardzo wiele. Jedna pani zwierzyła mi się, że już wiele razy miała zamiar zrezygnować z gry, bo nie ma szczęścia, ale ja tak pięknie zachęcam do gry, mam ładny głos, jestem tak przekonujący, że znów idzie do kolektury i gra.
Innym razem w teatrze podbiegła do mnie kobieta, cmoknęła w policzek i stwierdziła: "Teraz na pewno wygram".
Kiedyś przyjechali do mnie przyjaciele z Londynu swoim pięknym autem. Gdy wieczorem wracaliśmy z przyjęcia, zatrzymała nas policja. "No, nie jest to pański szczęśliwy numerek, bo wyraźnie czuję alkohol" - zaczął sierżant. Przyznałem się, że owszem piłem tego wieczoru. Sierżant był bardzo zdziwiony, że od razu się przyznałem i usiadłem za kierownicą po alkoholu. Zwróciłem mu jednak uwagę, że nie siedzę za kierownicą, bo ta w angielskich autach jest po prawej stronie, a tam siedzi bardzo trzeźwy kierowca. Śmiechu było co niemiara.
Dla wielu Polaków stałem się synonimem szczęścia. Często ludzie proszą mnie o podanie tych szczęśliwych liczb. Gdybym sam je znał, to bym tak ciężko nie pracował. Czasem sobie myślę, że fajnie byłoby trafić "szóstkę". Ale czy tylko pieniądze przynoszą szczęście?