To miał być majstersztyk, a wyszło nadzwyczaj głupio. Topielec zapomniał bowiem, że umarli nie mają w zwyczaju odbierać telefonów, a on... odebrał. I to od policji! Zrobił się wtedy naprawdę sztywny, tyle że ze zdziwienia.
- Po godzinnej rozmowie zgodził się oddać w ręce stróżów prawa - opowiada Anna Smarzak z lubelskiej policji.
Wielka ucieczka Mariana zaczęła się dwa lata temu, gdy lubelski sąd skazał go na odsiadkę za uchylanie się od płacenia alimentów. Od tamtej pory wił się jak piskorz, unikając spotkania z policjantami.
Wreszcie postanowił raz na zawsze zniknąć. Kilka dni temu nad brzegiem Zalewu Zemborzyckiego znaleziono męskie ubrania, dokumenty, a w nich list pożegnalny. "Mam już dość ciągłej tułaczki" - żalił się w nim.
Wezwani na miejsce nurkowie przeszukali dno akwenu. Nic nie znaleźli, bo znaleźć nie mogli. Pan Marian bowiem zaczynał nowe życie w Ożarowie Mazowieckim (woj. mazowieckie). I tam właśnie odebrał ten przeklęty telefon...