"Super Express": - Tadeusz Dołęga-Mostowicz stworzył ponadczasową polską powieść polityczną?
Jacek Bromski: - Oczywiście, że tak. Dlatego zrobiłem "Karierę Nikosia Dyzmy". Jako przewodniczący stowarzyszenia filmowców robiłem w Sejmie kampanię nowej ustawie o kinematografii za czasów AWS. Po tym, z czym i z kim się zetknąłem w Sejmie, rządzie, wyładowałem swoją frustrację w tym filmie. Było tam tak wielu ludzi, którzy nie nadawali się do jakichkolwiek stanowisk...
- Dyzma pisany był jako satyra na sanację. Film Rybkowskiego odczytywano jako satyrę na komunizm. Pański film odnosił się do III RP...
- I za 20-30 lat powstanie zapewne film, który będzie o naszej polityce np. z roku 2040. Dyzma jest wiecznie żywy, zresztą nie tylko w Polsce, bo to przede wszystkim powieść polityczna, nie tyle polska. Choć u nas powstała i do nas pasuje najbardziej. Bardzo długo myślałem i nawet chciałem to zrobić w USA, ale wyprzedzili mnie z "Being there". Na podstawie powieści Kosińskiego o ograniczonym ogrodniku, który zostaje doradcą prezydenta USA... I tam też to pasowało.
- Ściągnął pomysł z Dołęgi-Mostowicza?
- Mocno się inspirował. I powstał film nie komediowy, ale stworzony na poważnie. Tak jak polski serial Jana Rybkowskiego. Kiedy byłem na pierwszym roku studiów na reżyserii, naszym dziekanem był właśnie Rybkowski, w latach 50. twórca "Nikodema Dyzmy" z Dymszą. I jako młody bezczelny student powiedziałem, że zepsuł najlepszą filmową powieść. Dlaczego? Dlatego że powinni zrobić to nie komediowo, ale poważnie. I Rybkowski właśnie tak to zrobił w 1980 jako serial z Wilhelmim! Można powiedzieć, że później plułem sobie w brodę, bo spaliłem pomysł (śmiech).
Zobacz: Dyzma to zemsta na Piłsudskim! Niesamowita historia słynnej książki