W pamięci wychowanków Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczo-Rehabilitacyjnego "Helenów" w Warszawie chorąży pozostanie na zawsze dobrym ojcem Jackiem, jak go czasem nazywały. A pracownicy ośrodka zapamiętają Go jako superkolegę i współpracownika, który jako student pedagogiki trafił tam na praktyki.
- Praca z dziećmi niepełnosprawnymi pochłonęła go do tego stopnia, że zmienił dotychczasowy kierunek studiów - postanowił szkolić się w opiece nad niepełnosprawnymi intelektualnie - opowiada Beata Jarczewska, wicedyrektor placówki.
Przeczytaj koniecznie: Prezydencka Para spocznie po prawicy Piłsudskiego
Od tamtej pory Jacek związał się z ośrodkiem. - Został naszym przyjacielem, na którego zawsze mogliśmy liczyć. Potrafił z każdym porozmawiać i z każdym nawiązać indywidualną więź. Dzielił się z nami energią, której nigdy Mu nie brakowało. Niósł radość i humor, celny dowcip, który wszyscy kochaliśmy. Zawsze serdeczny, nigdy nie pokazywał zmęczenia po służbie, gdy wpadał nam pomagać. W zależności od potrzeb był rycerzem, kucharzem, kelnerem, tancerzem - wspomina Go czule pani wicedyrektor.
Dzieci uwielbiały chorążego Surówkę. Godzinami opowiadał im o swoich pasjach, takich jak motoryzacja, uczył je robić zdjęcia. Z początku był dla nich jak starszy brat. Z czasem jednak, gdy bardziej dojrzał, nauczył się lepiej nimi opiekować i był już dla nich kimś więcej - troskliwym ojcem.
- W przyszłości brał pod uwagę pracę z dziećmi niepełnosprawnymi, które jak mówił, pozawoliły Mu inaczej spojrzeć na życie. Dzieci oczekiwały każdej wizyty Jacka. Już się nie doczekają...- dodaje z łzami w oczach Beata Jarczewska.