Jadwiga Kaczyńska powoli wraca do zdrowia, ale jak sama mówi nie widzi już żadnego sensu w życiu. W wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej” podczas nagrywania filmu „10.04.2010” pierwszy raz mówi o tamtej tragicznej sobocie.
Matka Lecha i Jarosława Kaczyńskich ujawnia, że prawdę na temat katastrofy poznała dopiero pod koniec mają. - Od 18 marca leżałam nieprzytomna w szpitalu i dopiero w maju odzyskałam przytomność. Jarek powiedział mi o wszystkim w końcu maja. Ale ja nie w pełni wówczas to zrozumiałam – wyjaśnia.
Patrz też: Jadwiga Kaczyńska PIERWSZY RAZ mówi o katastrofie: Państwo nie upomina się o ludzi, którzy zginęli VIDEO
- Leżałam na erce i dookoła następowały rozmaite zdarzenia – ktoś umiera, ktoś ciężko choruje, ciągle był jakiś szum. Dopiero jak przenieśli mnie do separatki, przyśnił mi się potworny sen: napaść na samolot w powietrzu. Opowiedziałam ten sen dwóm pielęgniarkom, z których jedna bardzo się przestraszyła. Pamiętam, że od tego momentu starałam się, by z nikim już nie rozmawiać o katastrofie, by nie wywoływać tego lęku – dodaje.
Mówi, że gdyby była zdrowa zrobiłaby wszystko, aby żaden z jej synów nie poleciał do Smoleńska. - Ja tej ziemi się boję – tłumaczy.
Jadwiga Kaczyńska cały czas wątpi czy katastrofa była tylko nieszczęśliwym wypadkiem. Nie wierzy w ani jedno słowo wypowiedziane z ust szefowej MAK Tatiany Anodiny oraz w raport komitetu. Jako dowód podaje „reakcje na wieść o tragedii”.
- To, że synowie chcieli mnie oszczędzać, nie oznacza, że wszyscy tak postępowali i że nie zdawałam sobie sprawy z niechęci do moich synów. To, jak się zachowali pewni panowie... Gdyby to był przypadek, inaczej by się zachowali. Gdyby trochę myśleli, zdawaliby sobie sprawę, że powinni chociaż udawać – przekonuje.
Uważa także, że zniszczenia wraku tupolewa świadczą o tym, iż komuś bardzo zależało na zacieraniu śladów. Kaczyńska wierzy w „porozumienie” czy „milczące współdziałanie”, by prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego.
- Załóżmy, że oni nie znają prawdy. To wydaje mi się, że bardzo się boją jej poznania. Albo znają prawdę i też się bardzo boją. Pamiętam wybuch gniewu premiera Tuska z powodu pytania pani Ewy Kochanowskiej, czy musi obawiać się o życie córki – tak zasugerował jej były prezydent Litwy Landsbergis. Nie rozumiem, czemu premier tak się zdenerwował.
Przeczytaj koniecznie: Donald Tusk wścieka się o Smoleńsk: Mam DOSYĆ wysłuchiwania uwag na temat domniemanego zabójstwa! - NAGRANIE, YouTube
Zdaniem matki prezydenta Lech Kaczyński był człowiekiem łagodnego serca i nie mógł naciskać na gen. Andrzeja Błasika, ani pilotów Tu-154M.
- Nie można przeżyć nic gorszego niż śmierć dziecka. Leszek był bardzo dobrym synem. Ciągle mi się wydaje, że przyjdzie wraz z Marylkę, zawsze pogodą, pełną dobrej myśli. Jarek też bardzo cierpi, choć niewiele o tym mówi. Wiem, że dla mojego syna śmierć brata, najlepszego przyjaciela, jest czymś niewyobrażalnym. Ale mam nadzieję, że coś go zmusi do życia. Ja nie mam nadziei, nie mam ochoty, byłaby to jakaś zdrada. Muszę żyć z bólem do końca - mówi.