"Super Express": - Ponad rok od zakończenia zmagań wojennych w Europie - 8 czerwca 1946 r. - władze Zjednoczonego Królestwa zorganizowały defiladę zwycięstwa. Kolumna weteranów liczyła 15 kilometrów. Polaków w niej nie było.
Prof. Jan Ciechanowski: - Zaproszenie przyszło, ale w bardzo niegrzecznej formie, na dzień przed. Ta wielka uroczystość była przygotowywana tygodniami i nie mogło się to spotkać z entuzjazmem Polaków. Poza tym Brytyjczycy najchętniej maszerowaliby w towarzystwie polskich pilotów i generałów - armia lądowa i marynarka wojenna wydały się im zbyteczne.
- W rezultacie obok żołnierzy najliczniejszych armii maszerowali: Marokańczycy, Czesi, Brazylijczycy, Fidżyjczycy, Belgowie, Meksykanie, Irańczycy...
- A garstka zaproszonych Polaków nie przybyła, gdyż postanowiła wykazać solidarność z kolegami z innych formacji...
- ...które nie były garstką, lecz czwartą siłą w koalicji antyhitlerowskiej, i pierwszą, która przyjęła wyzwanie rzucone przez Niemców!
- Jeszcze większy udział w rozgromieniu ich potęgi miał nasz wywiad. Według ustaleń komisji ds. brytyjsko-polskiej współpracy wywiadowczej 44 proc. wszystkich informacji, które Brytyjczycy otrzymali z kontynentalnej Europy od 1939 r. do końca wojny, pochodziło z polskich źródeł.
- Mimo to 5 lipca 1945 r. - gdy niebo nad Londynem było już bezpieczne, a Hitler popełnił samobójstwo - brytyjski rząd cofnął poparcie dla polskich władz w Londynie.
- Był to merytoryczny pretekst, aby nie zaprosić Polaków.
- Weterani z norweskich fiordów, saharyjskich piasków, włoskich gór i wód Atlantyku przestali posiadać - w oczach wczorajszych aliantów - legalnych przywódców...
- Mieliśmy i mamy prawo czuć się obrażeni. Ale nasi alianci poświęcili nas już wcześniej. W Teheranie, Jałcie i Poczdamie.
- Nasi żołnierze nie dali się podzielić na ważnych i nieważnych. Czy pominięcie Polaków uznano za hańbę?
- Takich głosów nie było.
- W 1940 r. Brytyjczycy witali na swoim terytorium Polaków z wielką nadzieją. Byliśmy ich jedynym poważnym sojusznikiem. Anthony Eden, minister wojny, zapewniał: "Nie porzucimy waszej świętej sprawy i będziemy prowadzić tę wojnę dopóty, dopóki wasza ukochana ojczyzna nie zostanie zwrócona wiernym synom". Churchill przebił go w bezkompromisowości: "Razem zwyciężymy lub razem zginiemy"...
- Brzmi ładnie. Ale Churchill od czasu konferencji w Teheranie uważał, że powinniśmy się zgodzić na utratę Kresów Wschodnich i dogadać ze Stalinem.
- Wygodnie jest decydować o losach obcych terytoriów i narodów...
- W maju 1945 r. Brytyjczycy uznali, że na wojnę z Rosją iść nie mogą. A nas mogła uratować tylko wojna, bo od Jałty - a może i Teheranu - sytuacja Polski była beznadziejna. Choć szukanie ratunku w wojnie też jest wyrazem tragedii i rozpaczy.
- Skoro polski wywiad był świetnie umocowany, dlaczego politycy nie wiedzieli, że alianci zamierzają nas zdradzić?
- Ależ byli ludzie, którzy świetnie zdawali sobie z tego sprawę. Płk Marian Drobik - szef wywiadu i kontrwywiadu Armii Krajowej - przewidział, co się stanie. Twierdził, że wszystko do linii Curzona jest stracone. Tylko że polski rząd w Londynie, ale też samo społeczeństwo pewnych rzeczy nie chciały przyjąć do wiadomości.
- Czyli nic nie mogliśmy zrobić?
- Bór-Komorowski był przerażony raportami Drobika, a gen. Pełczyński uznał go za człowieka niepewnego. Niesłusznie oskarżono go o sympatie prokomunistyczne i został zdjęty ze stanowiska. Stale mieliśmy nadzieję, że alianci jednak nam dopomogą. Nawet w czasie Powstania Warszawskiego - choć od początku nie pozostawiali żadnych złudzeń. Później zaczęto nam wmawiać, że Bór-Komorowski o Teheranie dowiedział się w 1944 r.
- Alianci zawiedli już na początku.
- Mamy pretensje do całego świata, ale robiliśmy masę błędów. Marszałek Śmigły-Rydz liczył, że Francuzi uderzą piętnastego dnia mobilizacji - czyli około 17-18 września 1939 r. - cały plan prowadzenia wojny był na tym oparty. Tymczasem już w kwietniu Francuzi zadecydowali - o czym nie poinformowali nas - że w wypadku wojny pomocy nie dostaniemy.
- A nasz wywiad?
- Szef polskiego wywiadu, płk Smoleński, powiedział, że przyjaciół się nie sprawdza.
- Zostało nam to do dziś.
- Z drugiej strony, co Śmigły-Rydz miał uczynić, gdyby wiedział, że pomocy nie dostanie i jeszcze wejdą bolszewicy?
- Czesi postanowili uniknąć bombardowań, śmierci na barykadach. Zdając sobie sprawę z nieuchronności niewoli, przyjęli ją bez walki.
- Pewien brytyjski profesor historii zapytał kiedyś: "Czy lepiej było być Polakiem z gwarancjami czy zdradzonym Czechem?". No i rzeczywiście, Praga ocalała, a Warszawa... nie. Czasem też słyszy się z ust Polaków: my nie Czesi.
- Gdyby alianci byli tak wierni zobowiązaniom wobec nas, jak my wobec nich - Polska wyszłaby z wojny wolna. Po swoim zwycięstwie unikali nawet grymasu na twarzy Stalina.
- To, że Polacy nie uczestniczyli w londyńskiej defiladzie, nie było wynikiem telefonu od Stalina. Kunktatorstwo wyszło od miejscowych władz.
- Czy Polacy, którzy osiedlili się w Wielkiej Brytanii, chowali uraz do Brytyjczyków?
- Oczywiście! Choć niektórzy uważali, że Londyn postąpił wobec nas nie fair. Głosy, żebyśmy wracali do Polski były jednak powszechne. Mówiono, że jeżeli nie chcemy wracać i jej odbudowywać, to jesteśmy faszystami od Andersa. I to nas najbardziej bolało. Część brytyjskiej opinii publicznej - nawet historycy - była zdania, że w Polsce nigdy nie było wolności, więc kolejna dyktatura, przynajmniej postępowa, nie powinna stanowić dla nas szoku.
- Anglicy mieli dosyć Polaków?
- Tak, a my mieliśmy dosyć Anglików - byliśmy zawiedzeni. Z ich perspektywy skończyła się wojna, a Polacy pozostali. Dziś spotykają się z takim podejściem nasi emigranci. Trzeba ich zatrudnić, więc zabierają pracę Brytyjczykom. Ja po zdaniu angielskiej matury dostałem stypendium na studia, więc pojawił się argument, że Polacy zajmują miejsca miejscowej młodzieży. Pytali: Co wam w socjalizmie nie odpowiada? Dlaczego nie chcecie wracać i głosować? Przecież mówiło się o perspektywie wolnych wyborów. Co więcej, przez dłuższy czas zachodnie społeczeństwa wierzyły, że Stalin to porządny człowiek. Roosevelt widział w nim chrześcijańskiego gentlemana. Wierzono, że można się z nim dogadać, tylko ci głupi Polacy, jak zawsze, niepotrzebnie jątrzą.
- Nie wiedzieli, że bohaterscy piloci z bitwy o Anglię byli po powrocie poddawani torturom i stawiani przed sądem.
- Zastanawialiśmy się: wracać, nie wracać? Byłem żołnierzem Armii Krajowej, walczyłem w Powstaniu Warszawskim. O takich jak ja władze w Warszawie mówiły: zaplute karły reakcji. Trudno było wracać do takiego kraju.
- I ustalony w Jałcie porządek zapanował prawie na pół wieku...
- Trzeba mieć świadomość, że Jałta oznaczała co innego dla Polski, a co innego dla Anglików, Francuzów, Amerykanów czy nawet większości Niemców. Zachód rozkwitł w demokracji i zdrowej gospodarce, a Polska była od tego odcięta.
Prof. Jan Ciechanowski
Polski historyk emigracyjny, powstaniec warszawski, autor książek: "Wielka Brytania i Polska od Wersalu do Jałty", "Powstanie Warszawskie. Zarys podłoża politycznego"