Praca strażnika miejskiego wcale nie jest łatwa. Gdy nie ma się broni palnej, a rozsierdzony chuligan jest pijany, interwencja może się skończyć tragicznie. Zwłaszcza gdy jest się strażniczką. Bo to właśnie panie pełniące tę niebezpieczną służbę najczęściej są narażone na ataki chuliganów. Nowa broń ostudzi ich zapał. Straż miejska w Łodzi wzbogaciła się o osiem nowoczesnych taserów, czyli elektronicznych paralizatorów. Ułatwią walkę ze zbirami, których do tej pory trzeba było obezwładniać gołymi rękami. Teraz delikwent sto razy się zastanowi, zanim zaatakuje strażniczkę. A jeśli już, to po strzale z tej broni będzie miał głupią minę. Gdy naciśnie się na spust, z lufy wystrzeliwane są dwie elektrody, wytwarzające napięcie sięgające nawet kilkuset tysięcy woltów. U trafionego napastnika paraliżowany jest układ nerwowy. Wojowniczo nastawiony łobuz zmienia się w potulnego, zaślinionego baranka. - Wielokrotnie nasi ludzie są atakowani w trakcie interwencji. Teraz to może się wreszcie zmienić. Już sam widok paralizatora może ostudzić emocje niektórych - mówi Radosław Kluska z łódzkiej straży. Broń jest groźna, lecz nie zabija. Są jednak wyjątki. - Zastosowanie paralizatora u człowieka chorego na serce, będącego pod wpływem środków odurzających albo będącego w dużym stresie, może zakończyć się dla niego tragicznie - wyjaśnia Arkadiusz Szuba, ekspert ds. broni paraliżującej.
Jak będziesz rozrabiał, to cię popieszczą
2008-01-08
22:28
Łódzkie strażniczki to ostre babki! Zabójczo piękne i boleśnie niebezpieczne. Wystarczy jeden ruch i już leżysz na ziemi. Oczywiście tylko wtedy, gdy podpadniesz. Strażniczki dostały nowe paralizatory. Gdy coś zbroisz, możesz być pewien, że między wami coś zaiskrzy - a konkretniej - zaiskrzy kilkaset tysięcy woltów!