Tymczasem oświęcimski US od 4 miesięcy nie potrafi ustalić, czy minister Paweł Graś (45 l.) złamał prawo i powinien zapłacić podatek za darmowy wynajem willi od niemieckiego przedsiębiorcy. Sprawa stoi w miejscu i końca jej nie widać.
- Widocznie politycy mają większe przywileje - mówi zrezygnowanym głosem kioskarka.
Opieszałość skarbówki krytykuje także Tomasz Ludwiński, przewodniczący NSZZ "Solidarność" pracowników skarbowych. - Dziwi mnie, a nawet zawstydza, bo świadczy o nieudolności organów państwowych.
Oświęcimska skarbówka zakończyła właśnie sprawdzanie Grasia (potrzebowała na to aż cztery miesiące!). - Wszczęliśmy już tzw. postępowanie właściwe - mówi nam naczelnik US Barbara Wolf. Nie potrafi jednak powiedzieć, kiedy podejmie konkretne decyzje. A wyjścia ma dwa - umorzyć sprawę albo ukarać Grasia i nakazać mu zwrot niezapłaconego podatku (wraz z odsetkami). - Nie wiem, kiedy to się stanie. Nie wszystko zależy od nas - ucina pani naczelnik. Okazuje się bowiem, że Graś gra ze skarbówką na czas. Według Ludwińskiego to żaden argument. - Minister Graś to osoba publiczna i bez trudu można doręczać mu pisma procesowe. Są też procedury dyscyplinujące i powinny być stosowane w stosunku do wszystkich. Do pana Grasia także. Dlaczego się później dziwimy, gdy uważa się, że skarbówka potrafi ścigać tylko drobnych podatników, a dużych albo VIP-ów nie rusza? - złości się w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Ludwiński.
Wie coś o tym pani Ewa z Łodzi. W październiku ub.r. do kiosku, w którym pracuje, przyszedł kontroler UKS. Nim się wylegitymował, poprosił o skserowanie dokumentu toż-samości. Kobieta przyjęła 30 groszy i nie wydała paragonu. "Złamała pani prawo" - wycedził kontroler. - Nie mogłam wydać paragonu, bo ksero w kiosku stało zaledwie kilka dni i mój szef nie zdążył wprowadzić kodu do kasy fiskalnej - przekonuje kobieta. To jednak urzędników nie interesowało. Błyskawicznie ukarali kioskarkę. Dlaczego w przypadku ministra Grasia nie mają już tyle sił i chęci, by wypełniać wolę prawa?