Pan Marian robił w życiu różne rzeczy. Pracował w biurze konstrukcyjnym jako inżynier elektronik, prowadził salon z grami komputerowymi, był sklepikarzem. - Były lata, w których nie pracowałem pełnych 12 miesięcy. Gdy prowadziłem salon z grami komputerowymi, to była praca sezonowa. Wtedy byłem zatrudniony przez sześć, siedem miesięcy w roku. W sumie jednak przepracowałem pełne 46 lat - mówi.
Gdy przechodził na emeryturę, był pewien, że będzie stać go na godne życie. - Gdy urzędnicy z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zaczęli wyliczać moje średnie wynagrodzenie z poszczególnych lat, wyszło im, że w tych okresach, gdy pracowałem sezonowo, mój przeciętny zarobek był dużo niższy niż w rzeczywistości - skarży się nam emeryt.
Najprościej ujmując - jeżeli pan Marian przepracował w danym roku sześć miesięcy, a jego zarobek wynosił 1000 złotych, to bardzo łatwo policzyć, że jego przeciętne wynagrodzenie za te pół roku wynosi równo 1000 złotych. Ale ZUS znalazł inną definicję średniej. Według tej instytucji średnie wynagrodzenie z tego okresu to ledwie 500 złotych. Dlaczego? Bo ZUS przelicza średnie wynagrodzenie nie przez liczbę faktycznie przepracowanych miesięcy, ale przez cały rok kalendarzowy, czyli 12 miesięcy!
Pan Marian odwoływał się od decyzji ZUS o wysokości jego emerytury do sądu. Ale ten trzyma stronę zakładu. Wkrótce rozpatrzy już szóste odwołanie mężczyzny. - Liczę, że w końcu ktoś się opamięta i przyzna, że średnia to średnia - mówi Marian Marciniak.
Edward Kalis, rzecznik prasowy łódzkiego oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zapewnia, że wysokość emerytury wyliczana jest na podstawie obowiązujących przepisów i zgodna z prawem. - Niemniej jednak zapraszam pana Marciniaka do naszej siedziby. Być może uda się znaleźć lepsze rozwiązanie - mówi nam Edward Kalis.