Jak latająca mysz orłem się okazała

2009-03-23 3:00

Mój szwagier jakiś czas temu uznał, że Adam Małysz się skończył - i nie zamierza więcej oglądać zawodów narciarskich. Bąknął nawet coś grubiańsko o latającej myszy i rzeczywiście aż do wczoraj na skoki nie patrzył. Ale wczoraj się przełamał, a w zasadzie ja go przełamałem, i razem przy niedzielnym rosole oglądaliśmy, jak nasz Adaś cudownie leci.

- Brawo, brawo! Jaki on wspaniały!!! - krzyczał mój szwagier, a ja nie miałem sumienia mu przypominać, że jeszcze kilka tygodni temu suchej nitki na zawodniku z Wisły nie zostawiał. Nie chciałem radosnego święta psuć, bo to i Małysz wczoraj zaszalał, i Justyna Kowalczyk pobiła rywali.

Ale czekam teraz z niepokojem, kiedy to mój szwagier i Justynkę od latających myszy zacznie wyzywać, kiedy się jej narta powinie. Bo to takie szwagrowskie myślenie - psioczyć, jak wszyscy psioczą i chwalić, gdy zewsząd pochwały płyną.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki