Na polskich listach kandydatów do europarlamentu jest kilka obco brzmiących nazwisk. Najgłośniejsze ostatnio to na pewno Róża Maria Graefin von Thun und Hohenstein. Kandydatka Platformy długo musiała się z niego tłumaczyć, a jej koledzy obawiali się, czy przez pełny zapis nazwiska na liście wyborcy będą wiedzieli, o kogo chodzi.
Jednak Państwowa Komisja Wyborcza pozostała bezlitosna nie tylko dla Róży Thun. Jak donosi "Newsweek", ofiarą urzędniczej dokładności padł również kandydat PiS, Ryszard Czarnecki, który jeszcze niedawno... wypominał Thun długie i obce nazwisko. Okazuje się, że europoseł naprawdę nazywa się Richard Henry Czarnecki i PKW postanowiła go w ten sposób wpisać na listę.
Skąd obce imię? Czarnecki urodził się w Londynie i do dziś figuruje w bazie PESEL pod angielskimi imionami. Dotychczas na listy wyborcze był wpisywany ze spolszczonym imieniem, jednak tym razem PKW była nieugięta.
W rzeczywistości Czarnecki powinien się cieszyć, bo PKW mogła wpisać na listę również jego trzecie imię, które brzmi... Francis.