- Nigdy bym nie pomyślała, że spotka mnie coś takiego. Nie wiedziałam nawet, że istnieją internetowi złodzieje - nie kryje złości Katarzyna Szlaga (27 l.), która padła ich ofiarą. Kobieta odpowiedziała na zamieszczone na jednym z portali ogłoszenie o pracę. Chodziło o posadę sprzedawcy w znanej zagranicznej sieci perfumerii.
- Oferta była bardzo atrakcyjna, niezła pensja i prowizja - opowiada. - Od razu wysłałam swoje CV. Następnego dnia dostałam informację, że przeszłam do drugiego etapu rekrutacji. Rzekomy pracodawca zaprosił mnie na rozmowę, poprosił o wybranie jednego z trzech terminów rozmowy i o przesłanie zeskanowanego dowodu osobistego. Tłumaczył, że jest on potrzebny do wyrobienia przepustki do biur firmy - dodaje.
Kilka dni później pani Katarzyna zgłosiła się pod wskazany adres, pod którym rzeczywiście znajdowała się siedziba firmy. I wtedy przeżyła szok. Dowiedziała się bowiem, że nikt o żadnej rekrutacji nie słyszał.
- Razem ze mną było kilkadziesiąt innych osób. Wszyscy wysłali skany dowodów. Wtedy zrozumieliśmy, że ktoś oszukał nas, żeby zdobyć nasze nazwiska, adresy i numery PESEL - mówi pani Kasia.
Cała grupa od razu poszła na komendę policji przy ul. Jagiellońskiej. Tam czekali już kolejni oszukani ludzie.
- Sprawca wszedł w posiadanie danych osobowych około 60 osób - wyjaśnia asp. Monika Brodowska z praskiej policji i ostrzega, aby uważać na tego typu praktyki. Za przetwarzanie danych, do których osoba nie jest uprawniona, grozi do 2 lat pozbawienia wolności. Policja nadal szuka oszustów.
Po co im nasze dane osobowe?
Złodziej może za ich pomocą podrobić dowód i wstawić swoje zdjęcie, i z tak przygotowanym dokumentem wziąć pożyczkę, zakładać konta w bankach, kupować na raty drogi sprzęt. Nawet bez fałszowania dowodu oszust ma ogromne możliwości. W niektórych bankach do założenia konta lub wyrobienia karty kredytowej wystarczy wypełnienie formularza w Internecie. Podobnie jest z internetowymi zakupami.