Po krwawych zamieszkach w Warszawie, do których doszło 11 listopada zapowiadano szybkie procesy zatrzymanych manifestantów i surowe kary dla bandytów, którzy starli się z policję.
Obietnice obietnicami, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Z 210 schwytanych bandziorów tylko trzech siedzi w więziennej celi. Reszta na wolności poczeka na decyzję sądu czy w ogóle poniesie jakąś karę z udział w rozróbach w stolicy. Większość nie przyznaje się do winy.
Spośród 95 osób, wobec których prokuratura wydała wniosek o ukaranie w trybie przyspieszonym, 82 osoby oskarżono o wykroczenia. 10 osobom postawiono zarzuty popełnienia przestępstwa, a w przypadku trzech wnioski o przyśpieszone ukaranie zwrócono do prokuratury. To może się jednak zmienić, bo policja i prokuratura cały czas zbierają dowody obciążające zadymiarzy.
Anarchiści z Niemiec wrócili do ojczyzny
Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście w niedzielę skazał na trzy miesiące więzienia bez zawieszenia i 300 złotych grzywny trzech bandziorów Dwaj dostali wyrok za napaść na policjanta, trzeci za udział w nielegalnym zgromadzeniu. Skazani sami przyznali się do winy.
Sąd rozpatrywał też sprawę 10 zatrzymanych Niemców. Uczestnicy protestów, którzy działają w ruchach anarchistycznych, mogą jednak wrócić do ojczyzny. Sprawę odroczono, bo nie ma wystarczających dowodów do wydania wyroku.
35 osób demonstrantów dostało ciężki zarzut czynnej napaści na funkcjonariuszy o charakterze chuligańskim m.in. poprzez rzucanie kamieniami i cegłami. Za taki czyn grozi nawet 10 lat więzienia. Nie podlega on jednak rozpoznaniu w trybie przyspieszonym i w tych sprawach prokuratura poprowadzi normalne śledztwo.