- Z wypadku prawie nic nie pamiętam, bo świadomość odzyskałem dopiero w szpitalu. Ale wiem jedno: życie zawdzięczam płotu. Gdybym przed wypadkiem zdążył go naprawić, już by mnie nie było wśród żywych - mówi pan Jan. Płot jest stary, drewniany, zmurszały. A właściwie był, bo niewiele z niego zostało. Tak jak z ławeczki, w którą wjechało rozpędzone suzuki Kamila S. (20 l.).
Przeczytaj też: Wypadek w Lucinach. Zginęli świętując początek wakacji
Pod wpływem uderzenia ciało siedzącego na niej mężczyzny bez trudu przebiło spróchniałe sztachety i miękko wylądowało w ogrodzie. Tylko dlatego pan Jan przeżył. Ze skomplikowanym złamaniem nogi i mocno pokiereszowaną twarzą trafił do szpitala. - Już kilka razy zbierałem się, żeby wymienić płot na porządny, mocny, z metalu. Chwała Bogu, zabrakło czasu - uśmiecha się mężczyzna. - Ze wstępnych ustaleń funkcjonariuszy zabezpieczających miejsce wypadku wynika, że kierujący suzuki nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze i stracił panowanie nad autem - relacjonuje Milena Wardach z biłgorajskiej policji.
- Obaj panowie byli trzeźwi. Kamil S. przyznaje, że jechał zbyt szybko, nie ma sobie jednak nic więcej do zarzucenia. - Drogę zajechał mi bus z lawetą. Zagapiłem się i hamując, wpadłem w poślizg - opowiada. - Na szczęście nic poważnego się nie stało - mówi, jakby nie widział zmasakrowanego mężczyzny, którego staranował. Grozi mu do 8 lat więzienia.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail