Kiedy pytamy pana Jana, dlaczego wylądował w szpitalu, szczerze odpowiada: - To był zawał... Dopadł mnie w sobotę, 3 maja. W południe. A o godz. 15 prowadziłem wielkiego poloneza na placu Zamkowym.
Z okazji święta 3 Maja Pietrzak, "emeryt niezwykle aktywny", prowadził w stolicy poloneza na setki par. - Każdy ma w duszy poloneza... To muzyka i taniec dawnej, wspaniałej Polski - zachęcał wtedy.
Jednak po kilku godzinach w ten majowy weekend satyryk coraz gorzej się czuł, wezwano więc lekarza.
- Powiedział mi: "Natychmiast do szpitala". A ja na to: "Nie mogę, mam obowiązki" - wspomina pan Jan i dziś dodaje: - Warto było zostać, tyle wspaniałych zespołów przyjechało...
Zobacz też: Dodatek dla Emerytów: Korzystaj z platformy elektronicznej ZUS
Do szpitala trafił jednak kilka godzin później. - Tacie wszczepiono by-passy - mówili nam w dniu operacji Kuba i Jacek Pietrzakowie, synowie pana Jana. Dziś Jan Pietrzak znów tryska humorem, choć - jak sam przyznaje - zawał napędził mu stracha. - Wystraszyłem się, bo miałem inną umowę z Bogiem - mówi. Teraz satyryk przechodzi rekonwalescencję. - Nie wolno mi pić alkoholu, przemęczać się, denerwować... - wymienia. A gdy życzymy mu, by serducho więcej się nie buntowało, Pietrzak z uśmiechem kończy: - Ale ja mam jeszcze inne organy... Panie Janie, życzymy zdrowia!
Wiadomości Se.pl na Facebooku