"Super Express": - CDU/CSU uzyskało 41,5 proc. głosów w wyborach. To Angela Merkel jest tak dobra czy konkurencja z SPD tak słaba?
Jan Puhl: - Wynik jest osobistą zasługą Angeli Merkel. Oczywiście Niemcy nie są zakochani w Merkel. To nie jest polityk typu charyzmatycznego, porywający tłumy. Uważają ją jednak za stabilną i przewidywalną osobę. Ufają jej zwłaszcza w polityce w Unii Europejskiej. Uważają, że dzięki jej polityce potęga Niemiec jest używana roztropnie, przy dobrym wizerunku kraju za granicą. I dopóki ona zasiada w różnych gremiach międzynarodowych, to interesy Niemiec będą odpowiednio gwarantowane.
- A propos UE... Wzmocnienie kanclerz Merkel nie budzi obaw, że w jeszcze większym stopniu będzie ręcznie sterowała takimi krajami, jak Grecja czy Portugalia? Mieszkańcy tych państw poczują się lekceważeni i się zbuntują. A to może zagrozić całej Europie.
- To rzeczywiście pojawiało się w kampanii i Niemcy raczej chcieli ograniczenia aktywności w tych krajach. Choć powodem były narzekania, że płacimy zbyt dużo pieniędzy, że te kraje marnują te pieniądze... Wynikiem tych narzekań jest pojawienie się partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), która jest mocno antyeuropejska. Nie przekroczyli progu, ale wynik aż 4,8 proc jest dobry. I Merkel musi to wziąć pod uwagę. Zmiany w jej polityce będą jednak niewielkie. To zresztą tajemnica jej popularności.
- Czyli?
- Niemcy nie głosowali na Merkel ze względu na jakieś obietnice. Oni chcieli, żeby wszystko zostało tak jak jest... Wyborcy chcą może zmian w systemie podatkowym czy kwestii miejsc w przedszkolach, ale raczej korekty, a nie rewolucji.
- Pytanie, czy Merkel będzie w stanie rządzić. Wynik CDU/CSU jest co prawda najlepszy od zjednoczenia Niemiec, ale do parlamentu nie weszła FDP. Bez koalicjanta Merkel nie ma większości i stanowiska kanclerza...
- To prawda, ta sytuacja nie jest dla niej wygodna. Chadekom wyraźnie brakuje partnera chętnego do koalicji. Liberałowie z FDP byli tu zawsze wygodni...
- I w tych wyborach rozpaczliwie prosili kanclerz Merkel o wsparcie. Nie doczekali się, zabrakło im niewiele. Merkel postawiła wszystko na jedną kartę i mierzyła w samodzielne rządy. Może ten sukces to zarazem... porażka?
- Nie jestem pewien, czy jej wsparcie i prośba o oddanie drugiego głosu na FDP by pomogło. Oni byli ostatnio już tak słabi, że nie bardzo było wiadomo, po co w ogóle istnieją. Naprawdę, wyborca, który miałby się zdecydować oddać na nich głos, miałby trudności z uzasadnieniem po co. W debacie publicznej niemal nie odgrywali żadnej roli.
- Widziałem pierwsze komentarze o możliwościach dla Merkel. Namówienie SPD do dużej koalicji, namówienie Zielonych do koalicji z CDU/CSU albo... przedterminowe wybory.
- Przedterminowych wyborów nie da się wykluczyć. Intuicja podpowiada mi jednak, że zdecydują się na dużą koalicję CDU/CSU z SPD. Między tymi partiami jest znacznie więcej wspólnych kwestii niż z Zielonymi...
- Dla szefa Zielonych stanowisko ministra spraw zagranicznych przy gorszym wyniku, niż się spodziewał, może być intratne...
- Może, ale między CDU/CSU a Zielonymi jest coś, co nazwałbym "kulturową przepaścią". Choć ze strony SPD jest rzeczywiście ogromny opór ze względu na doświadczenia po poprzedniej wielkiej koalicji.
- Przypomnijmy, że wielka koalicja CDU/CSU z SPD z lat 2005-2009 zakończyła się klęską socjaldemokratów. Dostali najgorszy wynik w historii istnienia partii.
- Wejście do rządu ze wzmocnioną chadecją może być groźne. W dużej koalicji mniejszy ma bardzo trudną pozycję. Ciężko przeforsować pomysły, sukcesy bierze na siebie kanclerz, a odpowiedzialność za rzeczy trudne i błędy spada na wszystkich. Nic dziwnego, że się do tego nie palą.
Jan Puhl
Publicysta tygodnika "Der Spiegel"