Jan Rokita ukarany

2009-08-08 7:00

No i się doigrał! Niedoszły premier z Krakowa Jan Rokita (50 l.) musi zapłacić trzy tysiące euro, czyli ponad 12 tys. zł grzywny za karczemną awanturę, jaką wywołał w lutym w samolocie niemieckich linii lotniczych Lufthansa.

W ciągu 12 dni Rokita może się odwołać od decyzji prokuratury, ale wówczas trafi przed sąd.  Co zrobi? - Nie wiem, jaką decyzję podejmie mój mąż - mówi oburzona Nelli Rokita (52 l.).

Postępowanie w sprawie Rokity prowadziła prokuratura w Landshut w Bawarii. Jak ustaliliśmy, byłemu politykowi postawiono ostatecznie zarzut bezprawnego przebywania na pokładzie samolotu i wymierzono karę grzywny. Pismo z prokuratury Rokita otrzymał w czwartek. Wynik z niego, że niemieccy śledczy pod uwagę wzięli zeznania pięciu policjantów, trzech pasażerów, dwóch stewardes, kapitana i... Nelli Rokity. - Nie przesłuchano żadnego polskiego pasażera. Skąd w ogóle taki zarzut? Przecież mieliśmy bilet! - denerwuje się żona pisarza z Krakowa.

Czyżby zapomniała, co naprawdę stało się 10 lutego na lotnisku w Monachium?

Przypomnijmy: już w samolocie Rokita wpadł w taką furię (według świadków miał m.in. odepchnąć stewardesę), że interweniować musiało aż czworo policjantów. W końcu niedoszły premier z Krakowa został powalony na podłogę samolotu, skuty kajdankami i wyprowadzony jak pospolity bandyta. - "Ratujcie mnie, Niemcy mnie biją" - krzyczał przestraszony. O co w ogóle poszło? O... płaszcz i kapelusze Rokitów, które stewardesa pozwoliła sobie przenieść na inne miejsce. Rokitowie tymczasem przedstawiali inną wersję wydarzeń. Od początku przekonywali, że padli ofiarą… niemieckiej niechęci. Prokuratura i świadkowie mieli inne zdanie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki