W sobotę podpatrzyliśmy go, jak z żoną Nelli (51 l.) drałował na piechotę na dworzec PKP. Obojętnie przyglądał się, jak jego małżonka taszczy ciężką walizę. Panie redaktorze Rokita, gdzie pańskie maniery? Jeśli nie chce pan pomagać żonie, niech pan przynajmniej zamówi dla niej taksówkę. Przecież stać pana na to!
Sobotnie popołudnie. Z domu niedaleko krakowskiego Rynku wychodzą Jan oraz Nelli. Elegancko ubrani, żywiołowo o czymś dyskutują. Były poseł trzyma w rękach niewielką torebkę. A Nelli? Ma znacznie trudniejsze zadanie, bowiem ciągnie za sobą wielką walizę. I tak przez całą trasę w kierunku dworca PKP. Dopiero w hali, tylko na chwilę, polityk Platformy wziął od żony ciężki bagaż. Oboje wsiadają do pociągu jadącego w kierunku stolicy. ŻonaĘ niedoszłego premiera z Krakowa może w końcu odetchnąć...
Z dżentelmeństwem, niestety, nie miało to nic wspólnego. Żeby odciążyć Nelli, polityk mógłby zamówić taksówkę. To wydatek ledwie kilkunastu złotych. Można zrozumieć, że Rokita po zaniechaniu aktywnej działalności politycznej musiał liczyć każdą złotówkę. Ale teraz? Cały Sejm aż huczy od plotek, że jako publicysta "Dziennika" zarabia teraz nawet 50 tys. złotych. - Nie jestem zdziwiony, że żałuje żonie na taksówkę, nie zapominajmy, że pan Rokita pochodzi z Krakowa - mówi uszczypliwie jeden z polityków PiS, rodowity warszawiak.