- Mądrali, którzy będą opowiadać, że mój brat się załamał, albo innych, mówiących, że taki twardziel, gdzież by on to zrobił, jest wielu. Każdy ma jakieś odczucia, jakieś zdanie. Potrzebne są fakty - mówił Janusz Petelicki Annie Czupryn i Dorocie Kowalskiej, autorkom książki "Ostatni samuraj. Rozmowy o generale Petelickim".
>>> Śledztwo w sprawie śmierci generała Petelickiego umorzone
Śmierć generała nastąpiła 16 czerwca 2012 r., o godz. 15.16. Wówczas kamery monitoringu w jego apartamentowcu przy ul. Tagorego w Warszawie zarejestrowały, że spod samochodu żony generała wypływa "wydzielina koloru czerwonobrunatnego". To była krew. Na nagraniu widać też, jak kilka minut wcześniej generał wychodzi z windy, trzymając lewą rękę na biodrze. Według śledczych ukrywał broń. To z niej miał strzelić sobie w skroń. Generał był jednak praworęczny, a na spuście broni znaleziono ślady linii papilarnych z lewego palca. Czy to znaczy, że w chwili śmierci mógł być ktoś przy nim? Prokuratura to wykluczyła.
Zwłoki odkryła żona Agnieszka Petelicka. Było po godzinie 18. Wcześniej przez trzy godziny czekała w domu na męża, którego wysłała do garażu po baniak z wodą. Początkowo nic nie wzbudzało jej podejrzeń. Zdarzało się już wcześniej, że małżonek zagadał się z kimś. Pomyślała, że i tym razem tak się dzieje. Według "Rzeczpospolitej", która dotarła do dokumentów prokuratury, pani Agnieszka zjechała do garażu o godz. 18.05 i wtedy dokonała strasznego odkrycia.
- Pierwszą moją myślą po znalezieniu męża było: "Mówiłeś i jednak to zrobiłeś" - wspominała ten moment pani Agnieszka autorkom książki.
Młodszy brat generała Petelickiego nie wierzy w samobójstwo i krytykuje prokuraturę za opieszałość i brak profesjonalizmu w tej sprawie. Nie wierzy też w motywy podawane przez prokuraturę. - Większość ludzi nie przyjęła do wiadomości, że Sławek mógłby w taki sposób zareagować. Na cokolwiek - mówi brat generała. Decyzja prokuratury o umorzeniu śledztwa jest jednak prawomocna.