O tym, że wicepremier Piechociński podwozi swoją studiującą córkę, napisał dziennik "Fakt".
- Po co ma córeczka stać na przystankach i czekać na zatłoczone autobusy – jak zwykli Polacy, którzy płacą podatki na paliwo do luksusowego audi wicepremiera? Tato i tak wyjeżdża autem służbowym do pracy, to może córkę podrzucić na koszt innych - napisano w gazecie.
ZOBACZ: Janusz Piechociński zatrudnił córkę
Samochód, którego pasażerami byli Janusz Piechociński wraz z córką ruszył spod ich domu i zatrzymał się pod szpitalem klinicznym MSW przy ul. Wołoskiej w Warszawie. Minister, który udał się na badania okresowe nie krył się z tym, że podrzucił córkę.
– Jechałem w czwartek z domu na badania okresowe do szpitala. Podrzuciłem córkę, studentkę, dalej pojechała autobusem – przyznał "Faktowi" Piechociński. – Trudno, żebym powiedział córce: Nie podwiozę cię przy okazji, dlatego że jestem wicepremierem – tłumaczy się.
ZOBACZ: Pomysł Piechocińskiego na bezrobocie młodych: radźcie sobie sami!
Trzeba jednak pamiętać, że samochód rządowy to nie taksówka. Ciekawe, gdzie jeszcze minister gospodarki zawiezie córkę. Może na zakupy do galerii handlowej? Przecież też może akurat przejeżdżać obok takiego miejsca.