To był najsmutniejszy Nowy Rok w Białym Dunajcu (Małopolskie). W niedzielę na cmentarzu całe miasteczko żegnało swojego bohatera. Januszek (15 l.) mógł mieć przed sobą całe życie, ale wybrał straszną śmierć. Kto jest w stanie ponieść taką ofiarę? Tylko święty! Mieszkańcy Białego Dunajca nie mają wątpliwości, że chłopiec jest już w niebie.
Bóg zabrał nam anioła
Śmierć nadeszła nagle. Oplotła palącymi płomieniami dom, w którym mieszkał Januszek z rodziną. Był wczesny ranek 27 grudnia, gdy ze snu zerwał wszystkich duszący dym. Januszek wybiegł, lecz po chwili zrozumiał swój błąd. Zobaczył, że wśród uratowanych nie ma najmłodszej siostry, 6-letniej Paulinki. Chłopiec, rzucił się w płomienie. Ostatkiem sił doczołgał się do leżącej nieruchomo pod oknem Paulinki. Zabrakło mu sił na ostatni rozpaczliwy ruch w kierunku okna. Przytulił ostatni raz Paulinkę. Objął ją ramionami i czekał na ostatni cios od śmierci. Tak znaleźli ich strażacy. Dzieci leżały razem. Wyglądały jakby spały, objęte w rozpaczliwym braterskim uścisku.
- Jak on ją kochał. Nosił na rękach, bawił się z nią. To była jego ukochana siostra. Nie mógł jej zostawić w tym piekle. Po nią poleciał. Umarł z nią i razem poszli do nieba - rozpacza Zofia Glaser (64 l.), ciocia Januszka.
To był czyn godny świętego
Januszek był jedynym chłopakiem z sześciorga dzieci Małgorzaty B. Gdy przed sześcioma laty umarł mu ojciec, nagle został jedynym mężczyzną w rodzinie. Robił wszystko, by opiekować się najbliższymi. Starał się jak mógł. - Rąbał drewno, dbał o dom i siostrę - pani Zofia z trudem przełyka łzy. - Gdy byłam po operacji, wyrywał mi torby z ręki, krzycząc: "Ciociu, tobie nie wolno dźwigać". To był anioł, nie człowiek. Dlatego wolał zginąć, niż zostawić siostrę w tym piekle. Moje biedactwa - rozpacza pani Zofia.
Wujek Januszka, Stanisław Urbaś (34 l.), jest pewien, że chłopak postąpił tak, bo był pobożny i miał we krwi pomoc bliźniemu, a co dopiero swojej najmłodszej ukochanej siostrzyczce. - On nie chodził, ale biegał do kościoła na roraty - wspomina załamany. - Boże, jaki to był chłopak. Nigdy się z tym nie pogodzę, że go nam zabrałeś - rozpacza.
To heroiczne zachowanie
O. Fidelis Maciołek (42 l.) z zakonu bernardynów:
- Januszek ruszył z pomocą, pokazując, co naprawdę oznacza miłość do bliźniego. Zrobił tak, jak to uczynił św. Szymon z Lipnicy, który podczas zarazy w Krakowie w XV wieku niósł pomoc chorym, co sam przypłacił śmiercią.