Kamiński zdradził szczegóły tej rozmowy z prezesem w wywiadzie dla "Wprost". Wspomina, że podczas pobytu w Kopenhadze na wyjeździe frakcji parlamentarnej zadzwonił do niego poruszony Kaczyński.
- Masz natychmiast wracać do Warszawy - usłyszał Kamiński. Już następnego dnia pojawił się w stolicy na dywaniku u byłego premiera.
- Panie Michale - zaczął prezes - bardzo pana proszę, niech pan nie włóczy się po burdelach w Brukseli, pan ma żonę - opowiada Kamiński.
- Byłem trzy lata po ślubie. Tłumaczę: panie prezesie, z ręką na sercu nawet nie wiem, gdzie są. A on: niech pan uważa. Panie prezesie - zapewniam go - nie chodzę, przysięgam na Pana Boga - stwierdza Kamiński.
I na dowód swojej prawdomówności wyjaśnia, skąd wzięło się to podejrzenie. - Dzień wcześniej zebrał się Komitet Polityczny. Prezes zapytał: gdzie Kamiński? A Mirek Styczeń, który był, mówiąc najdelikatniej, niezwykle rubaszny, odpowiedział: pewnie włóczy się w Brukseli po burdelach. To był żart typowy dla Mirka - broni się Kamiński, zapewniając o swojej niewinności.