To nie był szczęśliwy dzień dla brata tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jak donosi „Fakt” przed dwoma dniami Jarosław Kaczyński został złapany przez policję. Dlaczego funkcjonariusze zatrzymali prezesa PiS? Czyżby chodziło o jakieś poważne wykroczenie lub, o zgroza przestępstwo? Nic z tych rzeczy.
Kierowca lidera PiS podczas jazdy z Warszawy do Lublina, gdzie miało się odbyć spotkanie z wyborcami, tak bardzo się śpieszył, że za mocno naciskał pedał gazu. Na jednopasmowej drodze pędził 140 km/h i raz po raz wyprzedzał kolumny wlokących się samochodów. Co gorsze, zjeżdżał na przeciwny pas ruchu na podwójnej linii ciągłej. „Fakt” zauważa, że jadący z tyłu w drugim aucie ochroniarze Kaczyńskiego ledwie mogli nadążyć za szefem.
Czujni stróże prawa z drogówki machnęli więc lizakiem szarżującemu po drodze srebrnemu saabowi. Dopiero po zatrzymaniu zorientowali się jaki to ważny polityk siedzi na tylnym siedzeniu.
Jak się okazało prezes PiS nie mógł liczyć na pobłażliwość mundurowych. Z przepisami o ruchu drogowym nie ma co dyskutować.
- Kierowca został zatrzymany przez policjantów ok. godz. 13 za wyprzedzanie na podwójnej ciągłej linii – potwierdza „Faktowi” podinspektor Krzysztof Hajdas (45 l.) z Komendy Głównej Policji. Szofer i tak miał szczęście, że policja nie miała przy sobie fotoradaru, bo jechał znacznie szybciej niż powinien.
Gdy policjant wypisywał kierowcy 200 zł mandatu i wlepiał mu 5 punktów karnych Jarosław Kaczyński siedział spokojnie w aucie i czytał gazetę. Rzecznik kandydata PiS na prezydenta chwali drogówkę za interwencję. – Według prezesa Kaczyńskiego tam, gdzie doszło do złamania przepisów ruchu drogowego, kierowca powinien ponieść tego konsekwencje – mówi nam Paweł Poncyliusz (41 l.). Święta racja!