Gorącą orędowniczką tego pomysłu jest posłanka lewicy Izabela Jaruga-Nowacka (60 l.)
Dotychczas kobiety nie mogły pracować pod ziemią. Ciężkiej harówki zabraniała im konwencja Międzynarodowej Organizacji Pracy z 1935 r. Wtedy argumentowano to obawą o zdrowie pań. Czasy się jednak zmieniły, a wraz z dążeniem do całkowitego równouprawnienia, niektóre kobiety domagają się też możliwości pracy "na dołku".
Przeczytaj koniecznie: Feministka w kopalni
- Argumentem za zakazem pracy w kopalni dla kobiet była ochrona zdolności reprodukcyjnych. A co, jeśli kobieta nie chce mieć dzieci? I co w takiej sytuacji z ochroną zdolności reprodukcyjnych mężczyzn? Nadmiar ochrony także jest dyskryminacją. Kobiety mówiły mi często, że wolałyby pracować w kopalni niż utrzymywać się z żebractwa lub prostytucji - tłumaczyła w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Izabela Jaruga-Nowacka z SLD. Pomysłem wpuszczenia do kopalń kobiet przerażeni są górnicy.
- Zapewne koledzy pracujący na przodku ucieszyliby się, gdyby dołączyła do nich jakaś fajna babka. Ale zupełnie serio - kopalnie i praca pod ziemią to nie miejsce dla kobiet. Mimo że technika górnicza przez lata się rozwinęła, to kopiemy coraz głębiej, a praca nadal jest niesamowicie ciężka i niebezpieczna. Rozumiem zasadę, by kobiety nie były dyskryminowane, ale praca "na ścianie" to nie jest zajęcie dla płci pięknej - ocenia Wacław Czerkawski (56 l.), wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników.