Krzysztof Jackowski przez blisko 30 lat swojej pracy wielokrotnie brał udział w rozwiązywaniu najbardziej tajemniczych zagadek - wskazywał miejsca ukrycia ciał, pomagając przy tym policji i zrozpaczonym bliskim. Jasnowidzowi z Człuchowa udało się choćby wskazać miejsce, gdzie znaleziono zwłoki Ewy Tylman. O szczegółach tej sprawy opowiedział w rozmowie z SE.pl. - Ja zastanawiałem się od samego początku, gdy jeszcze nie znaleziono ciała Ewy Tylman, co tam się wówczas wydarzyło. Ja mam wrażenie, że dużą rolę odegrał alkohol, mam wrażenie, że Ewa Tylman była pod dużym wpływem alkoholu lub jakichś środków po prostu, mimo wszystko na użycie słowa "zabójstwo" w tym przypadku, ja był bardzo mocno uważał. Ja myślę, że raczej kwestia śmierci Ewy Tylman to nałożenie kilku przypadkowych zbiegów okoliczności. Ale raczej jest to, w moim odczuciu, przypadkowa śmierć - powiedział nam jasnowidz.
Jak się okazuje, taka praca niesie ze sobą bardzo trudne i przykre doświadczenia.
- Bywały jednak przypadki, w których zwłoki, ja musiałem - to tak w cudzysłowie powiem - denerwować dusze, żeby mi pomogły wskazać zwłoki. Pamiętam taki przypadek, gdy 3-4 lata temu przyjechała do mnie rodzina - trzy panie i dwóch panów z takiej małej wsi Nieborzyn, koło Płońska. Oni dwa tygodnie szukali swojej bliskiej, 49-letniej kobiety. Wyszła do obejścia i zaginęła. Tego samego dnia wezwano policję, policja przeszukała całe gospodarstwo, potem sprowadzono psy, które doprowadziły do lasu - był on oddalony od kilometr. (...). Rodzina przywiozła mi szarą sukienkę, który przysunąłem do czoła - opowiadał jasnowidz.
Dzięki tej wizji udało mu się wskazać ciało kobiety - wisiało ono w budynku gospodarczym. - Ciało było w makabrycznym stanie, było oberwane, ponieważ wisiało tam dwa tygodnie, to było lato, sierpień, ciało gniło i urwało się w korpusie. Część leżała na ziemi, część wisiała - opisał Krzysztof Jackowski. Jak dodał:
- W tym co ja robię, jest najlepszy dowód na istnienie świadomości, kogoś kogo już nie ma, kto nie żyje, nie istnieje.